Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

piątek, 31 grudnia 2010

GNIEW ANIOŁÓW XIV

Anna postanowiła pomimo upału najpierw pojechać na spotkanie z tym mężczyzną a dopiero potem do hotelu.


Jechali jeszcze dwie godziny w głąb pustyni. Krajobraz na zewnątrz był jednostajny, monotonny. Pomimo to, było w widoku pustyni coś niezwykłego. Dostojnego. Klimatyzacja w starym jeepie ledwo radziła sobie z chłodzeniem kabiny. W końcu na horyzoncie pojawiło się nieduże wzniesienie. Jechali w kierunku tego wzgórza. Jego zachodnia grań rzucała cień na piasek.
Anna dostrzegła nieduży namiot rozbity tuż przy górze. Kiedy wysiadła z auta mężczyzna siedział nieruchomo po turecku. Nie zwrócił uwagi na podjeżdżającego jeepa. Jego twarz była skierowana ku bezmiarowi pustyni. Przywitał ją skinieniem głowy, ale jego oczy ani razu na nią nie spojrzały. Usiadła na piasku obok niego. Kierowca wrócił do samochodu.
- Dawno cię nie widziałem Anno. Przyjechałaś za mną aż tutaj. Co cię sprowadza na tę pustynię?
- Twoje uczucia Dawidzie. Odszedłeś z naszego świata. Chce wiedzieć dlaczego.
- Skąd wiesz, że Ci odpowiem?
- Nie wiem. Przyjechałam zapytać. Twoja historia jest ważna. Może być dla innych drogowskazem.
- Moja historia już nie istnieje. Ja pozostawiłem wszystko tam. Wszystko! Również wspomnienia. A Ty chcesz je teraz zbudzić?
- Dawidzie… - Cisza. Anna nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na profil Dawida. Jego skóra zrobiła się ciemna od Słońca. Trudno było w nim rozpoznać tego eleganckiego mężczyznę w popielatym garniturze za kilka tysięcy. Miał zawsze piękne spinki w mankietach koszuli, a jego paznokcie były dokładnie wypiłowane i wypolerowane. Teraz w zakamarkach dłoni czaił się piach pustyni. Gorący, aksamitny piach. Ciało Dawida okrywała jasna galabijja, uszyta z płótna. Kontrastowała z jego spaloną skórą. Milczał. Jego zielone oczy patrzyły w bezkresną dal pustkowia.
- Pustynia to dom dla tych, którzy już nie mają nadziei. Ja nie szukam studni. Odszedłem by trwać tu do końca swych dni, wiedziony rytmem gorącego oddechu pustyni. Moje życie przesuwa się na odcinku od wchodu do zachodu. Tu wszystko jest przewidywalne. Nawet burza piaskowa. Kiedy nadchodzi pustynne ptaki ogłaszają to z powietrza. To jest prawdziwy, uporządkowany świat. Każde ziarno tworzy zbiór. Zbiory są harmonijne. Porównaj to do świata, z którego przyszłaś. Czy jego melodia nie jest najgorszą kakofonią jaką słyszałaś?
A teraz posłuchaj co mówi pustynia… Dawid wsłuchiwał się.
(…)
- Słyszysz Anno? Słyszysz jak śpiewa? – Anna zawstydzona pokręciła przecząco głową.
„ Ja słyszałem. Słyszałem melodię pustyni. Szept wiatru okalającego wschodnią grań wzgórza. Słyszałem niezauważalny ruch ziarenek piasku. Przypominał szum morskich fal. Z nieba dobiegał głos sępa. Ptak pokrzykiwał rytmicznie. Efemerydy tliły się ciszą płynącą z uśpienia.
Dawid. Imię króla.”
- Siedzę tu codziennie. Godzinami patrzę na pustynię. Jej wyraz cały woła do mnie. Wie, że jest doskonały. Analizuję każdy centymetr jej piękna. Każdy fragment zespolenia horyzontu z niebem. Kolory, zapachy. Tu wszystko ma większy kontrast i łatwiej daje się wyodrębnić.
W Twoim świecie panuje jarmarczny chaos. Wrzeszczące, jaskrawe barwy, natrętne, przytłaczające zapachy. Chaos. Tam moje oczy nic nie widzą, moje uszy nic nie słyszą. Nigdy już nie wrócę. Nigdy.
Tu jest mój synkretyczny porządek świata. W nocy przemawiają duchy przeszłości. Opowiadają mi dzieje Ziemi. Szepczą o okrucieństwie ludzkości. Czasem pochylają się nad losem człowieka. Wtedy nadchodzi burza piaskowa. W jej huku krzyczą o zbliżającej się zagładzie. O karze, która wkrótce nadejdzie.
Do Anny podszedł biały wielbłąd. Zaskoczona chciała się cofnąć, ale Dawid ją powstrzymał.
- Witaj Arielu, mój przyjacielu. To Anna. – wielbłąd pochylił głowę i delikatnie dotknął jej ramienia. Słyszała jak głęboko wdycha jej zapach. Potem przesunął nozdrza w kierunku ucha. Tchnął w jego wnętrze ciepły, przyjemny podmuch.
Ariel zgiął przednie nogi, potem tylne. Usiadł pomiędzy Anną a Dawidem. Sprawiał wrażenie, jakby chciał się przyłączyć. Był tak śnieżno biały, że w pustynnym Słońcu wydawało się, jakby biło od niego światło.
Siedzieli tak jeszcze długo we trójkę. Kobieta, mężczyzna i albinos. Wszyscy milczeli. Tylko pustynia… Pustynia śpiewała. Teraz nawet Anna ją usłyszała.

Nocą opuściła Dawida. W hotelu długo nie mogła zasnąć. Myślała o nim.

Pierwszy raz spotkała go 10 lat temu. Miała przeprowadzić z nim wywiad. Była pełna obaw, bo uchodził za człowieka mało przystępnego. Zasłynął jako geniusz informatyczny. Stworzył najlepszy na świecie program. Montowano go we wszystkich komputerach. Wynalazek przyniósł mu miliardy, tryliardy. Jego dochody przewyższały niejeden budżet państwa.
Wjechała wtedy windą na 150 piętro olbrzymiego wieżowca. Tam, na samej górze był jego gabinet. Cały biały. Chirurgicznie sterylny, wypłukany z barw. Nawet biurko było białe. Tylko Dawid miał kolory. Jego szary, nienaganny garnitur. Błękitna koszula… Zieleń oczu. Te były szczególne. Patrzyły bardzo uważnie i jakoś w taki mądry sposób. Niewiele powiedział jej o sobie. Nie miał żony, ani dzieci. Rodzice już nie żyli. Nie miał przyjaciół. Jak się ma taką kasę, to się ich po prostu nie ma. Nie wiesz, czy kochają ciebie, czy twoje konta bankowe. Siedział więc Dawid w swej wieży sam. Spowity w biel. Gładził delikatnie klawisze swojego laptopa. Też białego. Stąd patrzył na świat a świat patrzył z dołu na jego strzelistą wieżę. Oddzielało ich od siebie całe 150 pięter niechlubnej historii.

Siedem lat później spotkali się na lotnisku Abrahama. Rozpoznał ją. Nawet ucieszył się bardzo na jej widok. Szedł do swojego prywatnego samolotu. Przedstawiła mu mamę. Nie mówiła jej kim jest ten człowiek. Nie chciała zawstydzać Dawida. Wypili we trójkę cafe latte. Wtedy po raz pierwszy zobaczyła, że ten człowiek umie się uśmiechać. Robił to, kiedy na nią patrzył zielonymi oczami. Chyba wtedy… Wtedy coś zaiskrzyło. Anna czuła to wyraźnie w jego powiększonych źrenicach. Kiedy w nie patrzyła widziała swoje odbicie a w okolicach łona czuła silną wibrację.

„ Więc to jego kochała naprawdę. Dawida. Dlaczego to do mnie tam nie dotarło. Wiodła nią miłość zbyt szybko przerwana. Karawana tęsknoty przetaczała tam piaski. Dziwne. Może powinienem wrócić i przyjrzeć się jego uczuciom. Czy pustynia już je wypaliła? Co dzieje się w takim mózgu?”

Dawid zaprosił ją po wakacjach na kolację do siebie do domu. Dopijali kawę, kiedy Anna wyszła do toalety. Niedługo mieli odlatywać. Myła ręce… Była taka szczęśliwa. Czuła to. Czuła, że nowy rozdział życia właśnie się otwiera. Spojrzała na siebie w lustro…
Najpierw był ogłuszający huk. Potem w powietrzu wirował ogień, ciskając odłamkami szkła i gruzu. Wszystko przewijało się w zwolnionym tempie. Bez dźwięku. W tumanach pyłu ledwo mogła odróżnić ludzi od rozerwanych elementów terminala. Próbowała się wydostać na zewnątrz, ale ciągle coś z góry spadało na głowę. Kiedy pył opadł zobaczyła…
Wszystko było białe od pyłu. Ciała też były białe. Z tej bieli powoli wysączała się krew. Z sekundy na sekundę przybierała na swej intensywności. Czerwień spłukiwała wszystko. Obmywała ludziom twarz, dłonie, piersi… Kąpała się w przerażonych oczach. W końcu cały terminal wypełniła swoją barwą i ciszą, która zamarła w ich umysłach. Zastygła tam na zawsze. Na zawsze. Cisza zastygła krzykiem purpury.
Anna chciała biec, ale to było jak w sennym koszmarze. Jej nogi nie mogły się poruszyć. Wtedy ze zgliszczy wyłoniła się biała postać. Złapała ją za rękę i pociągnęła przez purpurę. Nie umiała rozpoznać twarzy. Biel zmyła rysy. W rozkrwawionej posadzce zobaczyła skuloną matkę. Patrzyła na nią. Anna osunęła się na kolana. Delikatnie uniosła jej głowę i położyła na nogach. Gładziła jej poklejone czerwienią włosy. Powoli i Anna stała się tym kolorem. On stał nad nimi nieruchomo. Patrzył.
Kiedy się obróciła zobaczyła, że płacze. Łzy usunęły biel. Spod niej wyłoniła się twarz Dawida. Przykucnął za jej plecami i objął od tyłu. Mocno.
Utkwili tak we trójkę w niebycie.
Dawid, Anna i leżąca Matka. Kadr się zatrzymał.
Tylko krew wylewała się strumieniem…
Eksplodowała z serc.
Zalała całą posadzkę w terminalu Abrahama.
Dawid, Anna i Matka… Obraz pomazany.
Wkrótce Matka odeszła w ciszy.

Z OKAZJI NOWEGO ROKU PUBLIKUJE DZIŚ DŁUŻSZY FRAGMENT, ŻEBY LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. I WSZYSTKIEGO CENNEGO I DOBREGO W 2011 :))) POWIEM TAK, ŻYCZĘ WSZYSTKIM BLOGEROM NA ŚWIECIE, BY MIELI TAK WSPANIAŁYCH CZYTELNIKÓW, JAKICH MAM JA. DZIĘKUJĘ WAM KOCHANI ZA TEN ROK SPĘDZONY RAZEM :)))

p.s. I mam problem, nie wiem co robić. Może Wy mi poradzicie. Mąż zabronił mi dalszej publikacji powieści w internecie. Powiedział, że ktoś mi może ją ukraść i zrobić plagiat. I ma chyba rację, bo przecież każdy czlowiek może tu wejść. I mieć różne zamiary. Co mam zrobić? Czy chronią mnie tu jakies prawa autorskie?

14 komentarzy:

  1. Przykro mi, ale mąż ma rację. Niby istnieje coś takiego jak ochrona własności intelektualnej, można po numerze ip komputera dojść kto opublikował coś pierwszy tylko, że niestety zwykle już jest za późno...
    Wyjścia są dwa. Albo będziesz dalej pisała tylko dla siebie, albo ... w drugim blogu, za hasłowanym, dostępnym tylko dla wybranych.
    Wszystkiego dobrego. Niech Muza cię nie opuszcza, a szczęście sprzyja:)

    OdpowiedzUsuń
  2. hej, no w pewnym sensie ma racje, zresztą podobno jeżeli chcesz coś wydać nie powinno to być wcześniej publikowane w całości, jakiś fragment tak, ale całość nie.. pisać pisz oczywiście, co do publikacji hmmmm poczekamy;-) bo warto.. może to zmobilizuje Cie do działań aby wydać to jak najszybciej, bo jeżeli nie to ja przyjadę iiiiiiii;-)
    Ps. dzięki za dzisiejsza podwójna dawkę;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. NIvejko, Jazz. Dziękuję za Muzę. I Tobie niech przyświeca w calym 2011 roku! Więc chyba przerwę i zrobię tak. Jeśli ją skończę i uda się wydać, kazdy z Was moich wiernych towarzyszy otrzyma ją ode mnie. Co więcej... Wewnątrz książki umieszczę niespodziankę, specjalnie dla Was :)))
    Nie mogę jednak zdradzić jaką... Ale z calą pewnością miłą.
    Jazz iiii, mi nagrzmocisz? :)
    Będzie mi trudniej pisać tylko dla siebie, ale... Może marzenie się ziści :)))
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. ;-) aj tam od razu nagrzmocisz;-) raczej własnoręcznie Cie zmotywuje, a przecież jak wiemy motywowane czasem lubi być niezwykle miłe;-) poza tym jetem pacyfistką i leniem;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jazz. Ok, własnoręczna motywacja brzmi lepiej :) Cokolwiek oznacza ;) Leniem od razu. Jakaś zabawa sylwestrowa się kroi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Maz ma racje i zgadzam sie z Nivejka, nawet jak dojdziesz swoich praw, to bedzie za pozno.
    Pisz, wydaj, bo nie sadze zebys mogla miec z tym problem a my poczekamy.
    Czy ja tez moge liczyc na prezent od autorki? mimo, ze to daleko?
    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i dziekuje za to wszystko co mialam mozliwosc przeczytac:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stardust, Oczywiście, moi drodzy rodacy w USA też dostaną książkę. czyli Ty, Maga i Lotnica. Nie zapomniałbym o Was. Pamietasz jak sie poznałyśmy pierwszy raz? Kartka z kalendarza :) Wszystkiego dobrego kochana. Cudownej nocy Sylwestrowej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. kroi, się kroi;-) śpiewaczo-taneczno-ogniskowa, a ja jako sylwestrowa dostarczaczka balonów, dmucham sobie właśnie;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie publikujesz pod swoim imieniem i nazwiskiem, więc w sądzie to długa droga do wykazania kto jest kim :) Więc mąż ma rację. Większość moich wierszy doczekało się publikacji w czasopismach, więc mi jest łatwiej udowodnić, że to moje jest a nie cudze! Buziaki Noworoczne!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jazz. Mam nadzieję, że zabawa była szmpańska:) Ogien gorący!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Margo. Własnie, tez o tym myslałam. Tutaj jestem Butterfly. A on jest tylko wirtualny ;) Dziękuję za zrozumienie. I również ściskam, życząc płodności intelektualnej w 2011! Niech pióro drży wraz z duszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno się nie odzywałam, ale koniec roku miałam naprawdę ciężki. Nie znaczy to jednak, że tu nie zaglądałam i nie czekałam na kolejną część Twojej powieści. Bardzo mi się podoba. Bardzo. Od dawna nie czytałam czegoś równie... wciągającego? pięknego? Powinnaś ją wydać. A ja samolubnie poproszę, żebyś zrobiła to jak najszybciej, bo już się całości doczekać nie mogę:-) pozdrawiam w nowym roku, oby był jeszcze lepszy, niż stary:-)) uściski, kochana.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiem Lotnico, wiem. TRzymaj się dzielnie w tej burzy życia. Dziękuję za piękne słowa. Po takich, aż chce się pisać. I piszę. Piszę codziennie, żeby jeszcze w tym półroczu skończyć i wysłać to to wydawnictwa. I zobaczymy. Może pewnego dnia ksiązka powędruje za ocean :)
    WSzystkiego pięknego w 2011. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  14. MAZ MA RACJE!
    Tyle jest nieuczciwosci .
    Wydaj ksiazke droga oficjalna,a my wszyscu uzbroimy sie w cierpliwosc i bedziemy czekac.
    Pisze dopiero dzisiaj bo wczesniej piekny byl przyklejony:))

    OdpowiedzUsuń