Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

poniedziałek, 28 marca 2011

Anna Maria Jopek-Ale jestem... Jestem :)




Tę piosenkę dedykuję wszystkim... Bo jest piękna i mówi w prosty sposób o tym co najważniejsze. Przebudznie życia, wiosna, zawsze jest dla mnie chwilą zadumy, tak jak jesień. To cykl.. Powtarzalny i niezachwiany, jeżeli Matka Przyroda na to pozwoli. Piosenka jest dla mnie również o tyle szczególne, że Ania podarowała ją kiedyś jako utwór do czołowki w programie, który spełniał marzenia chorych dzieci. Program zaginał... Ale powstała fundacja... NIc w życiu nie przechodzi bez echa. Tylko trzeba być, żyć i nie być głuchym na innych.
DLA WAS... POSŁUCHAJCIE SŁOW. WZNOSZĄ DO GÓRY JAK WIOSENNY WIATR :

niedziela, 13 marca 2011

Prawda i odwaga

Najtrudniejsza rzecz, z jaka przychodzi sie zmierzyć człowiekowi to pojęcie prawdy i umiejetnośc życia z nią. Gdyby każdy starał się "Byż prawdą i żyć prawdą" życie byłoby łatwiejsze. Ale ludzie łatwiej wybierają tchórzostwo niż odwagę...

środa, 9 marca 2011

Gniew Aniołow XV

System działa bez zarzutów. Identycznie jak ich system kredytowy. Dostają poczucie bogactwa i możliwości ciągłego nabywania.
Nie wiem, czemu to tak dobrze działa. Czemu oni się tak łatwo poddali feudalistom. Zadłużeni w bankach, zniewoleni pracą, której nie mogą stracić. Bo wtedy do akcji wkroczy bank i wykluczy ich ze społeczeństwa. O to jest właśnie ich walka. Nie zostać wykluczonym, utrzymać się w grupie, dotrzymać jej kroku. Tak biegną w społecznym maratonie, próbując dotrzymać kroku. Czasem silniejszy wyrywa do przodu, tratując wymijanego. Zmęczeni przychodzą tu do galerii i zaspokajają swój strach kupując.
Są też tacy, co nocą idą do lokali. Tam szukają… Szukają kogoś z kim przez godzinę, dwie, będą mogli dzielić swoją przypadkową intymność. To jeszcze nie napawa mnie obrzydzeniem, jak to, co robią kobiety w tych lokalach. Idą po nasienie. Wcześniej starannie się do tego przygotowują. Są szczupłe, eleganckie i bardzo piękne. Ich życie jest fitness. W pracy nieprzejednane i perfekcyjne. Ich samotność z dokładną precyzją została zagłuszona pod drogimi garsonkami. Wybierają odpowiedni czas i swoją ofiarę. Dawcą nasienia musi być mężczyzna z pozycją i wypchanym kontem bankowym. To da gwarancje wysokich alimentów. Kiedy już są gotowe uwodzą swą ofiarę pięknym ciałem i jego zapachem. Materiał genetyczny wraz z ubezpieczeniem na życie został pobrany. A co z dawcą? Ten czasem kończy po latach jako homoseksualista, znajdując ukojenie i zrozumienie w drugim mężczyźnie. To się nazywa feminizacja życia. Ha!
Gdzie jest Anna? Gdzie ona jest? Panuje tu taki tłok. Nie cierpię tego miejsca. O, widzę ją. Dużo już wiem o ich życiu. Naprawdę dużo.”
Anna oglądała małe kaftaniki, kolorowe śpioszki w misie, pieski, myszki. Wszystko było takie ładne, wielobarwne. Wzięła też do ręki pluszową pozytywkę. Pociągnęła za sznurek. Ze środka wydobył się przyjemny dźwięk. Lubiła pozytywki. Szczególnie jedną, aniołka, który stał na telewizorze w domu babci. Zawsze kiedy do niej przychodziła, nakręcała aniołka i patrzyła jak tańczy, z rozpostartymi skrzydłami. Delikatny dźwięk pozytywki z dzieciństwa.
Wzięła trochę maleńkich ubranek i pozytywkę. Krem i śpiworek do snu. Nie miała się kogo poradzić w kwestii zakupów. Swoja wiedzę czerpała z nudnych poradników dla kobiet w ciąży.


Anna podeszła do budki z lodami. Właściwie nie lubiła słodyczy. Miała tylko słabość do lodów o smaku truskawkowym. Fragola. Wzięła dwie różowe kulki. Usiadła na ławce w pasażu. Patrzyła na fontannę.
" Stałem przed nią. Widziałem jej oczy. Były ciemne. Ale ich tęczówki miały ciepłą, orzechową barwę. Ciekawe, czy ona mnie czuje, kiedy patrzę jej prosto w oczy? Czy czuje cokolwiek?
Teraz wygląda jak mała dziewczynka, która zgubiła się w tłumie. A mama jej nie odnajdzie. NIe chcę o tym myśleć. To jest jednak nieuchronne. Wolałbym nie posiadać tej wiedzy. Chciałbym teraz nie wiedzieć, co wydarzy się za chwilę. Ale wiem. I jest mi z tym bardzo trudno. Chciałbym nie widzieć też twarzy Anny i nie czuć tego, czego się tutaj nauczyłem odczuwać. To trudne. Chyba odczuwam ból. Ich ból. Przepełnia mnie. Co mogę zrobić, by los znów jej nie doświadczył? To niesprawiedliwe, że po raz kolejny wymierzy jej cios. Ona na to nie zasługuje.
To boli."
Anna na małej kartce napisała " Sara- Córka. Anna - Matka." Przyglądała się literom, jakby sama nie wierzyła, że tam są. Było jej przykro, że Sara przyjdzie na świat z bagażem braku ojca. Zastanawiała się, jak jej to wytłumaczyć. Kiedyś będzie musiała.
Udała się w kierunku wyjścia.
"Chciałem zastąpić jej drogę! Złapać w ramiona. Zatrzymać ich ziemski czas. Znowu będę musiał na to patrzeć. Muszę za nią iść. Muszę".
Na przystanku stała grupka ludzi. Autobus linii 77 podjechał po kilku minutach. Anna wsiadła do niego. Drzwi zatrzasnęły się z łoskotem. W środku panował tłok. Ledwo przecisnęła się do kasownika. Starszy pan ustąpił jej miejsca. Nie chciała, ale pan postawił na swoim. Był tak staromodnie elegancki. W beżowym, prochowym płaszczu i kapeluszu na głowie. Pod szyją miał starannie przewiązaną apaszkę. Stał wyprostowany z laską w dłoni. Gdzieś z tyłu dobiegał płacz dziecka. Zapachniało żółtym serem i zielonym ogórkiem. Chyba ktoś jadł pośpiesznie kanapkę.
"Szedłem pośród ścisku ludzkich ciał. Widziałem ich twarze. Wiele ludzkich twarzy. Podszedłem do Anny. Siedziała przy oknie. Patrzyła przez nie na miasto. W ręce trzymała karteczkę: Sara-Córka. Anna- Matka. Chciałbym móc ją teraz mocno trzymać w ramionach. Jak Daniel wtedy. Tam na lotnisku Abrahama. Jak Daniel ...
Za chwilę wszystko się zacznie. ...".
Autobus zatrzymał się na przystanku... Włosy Anny musnął delikatny powiew.
"Jeszcze tylko 10 sekund...
...9..
...8
...7
...6
...5
...4
...3
...2
...1 "

Na zero mężczyzna stojący po środku autobusu nagle krzyknął:
- Tu przed Gmachem Waszego Narodu, w imię Boga Najwyższego przeleje się krew Wasza! Przyjmij mnie Panie do siebie!!!
Rozdzierający, dziki krzyk zamachowca uderzył w szyby ostatnimi dźwiękami. Oczy wszystkich patrzyły na niego.
"Stałem przy tym mężczyźnie.
Węże ognia eksplodowały językami. Świstem, chaosem.
Moja jaźń wirowała wraz z płomieniem. Ogarniałem ich ciała. Zjadałem, trawiłem. Miażdżyłem odłamkami. Przecinałem skórę, wbijałem w oczy.
Ekstatyczny ból zatracił mnie w ogniu.
...
Opadłem zmęczony na chodnik.
...
Tuż obok leżała Anna. Z kącika ust i uszu sączyła się krew. Jej dłoń delikatnie, prawie niezauważenie rozchyliła palce. Wiatr wyjął z niej karteczkę: :"Sara-Córka. Anna-Matka". Chwyciłem nadpalony skrawek papieru i włożyłem do kieszeni jej płaszcza. Wtedy zobaczyłem, że z pomiędzy jej nóg wypływa krew. Siedziałem bezradnie w tej kałuży. Była ciepła i lepka. Taki kleisty, czerwony płyn."
Dookoła biegali ludzie, wzywali pomocy. Inni przechodnie z przerażeniem patrzyli na ciała. Ktoś siedział na ziemi i płakał. Karetki nadjeżdżały jedna po drugiej. Potem policja. Służby specjalne, Straż gasiła dopalający się wrak autobusu. Bomba spowodowała również ofiary w Gmachu Narodów. Na razie nie wiadomo było, czy ktoś z rządu ucierpiał. Przy krawężniku leżała laska starszego pana. I dziecko, które chwilę wcześniej płakało. I kawałek ogórka z pośpiesznie jedzonej kanapki. W imię Boga. Amen.