Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Gniew Aniołów cz.V

- Nie będę opowiadać Ci reszty. Tych dwóch lat… Przyszłaś wysłuchać innej historii. To były lata, których nie zrozumie człowiek tak zwany „normalny”. Nie wiem nawet jak to określić? „Tułaczka” ? Nie. To nie jest dobre słowo. Raczej „sprzedawanie samego siebie i innych”… Żeby… żeby chronić własne dzieci. Dwa lata budowania nienawiści i pogardy wobec siebie samego.
Cisza. Kobieta sięgnęła po kolejnego papierosa. Wyjęła wolno , pudełko wydało chropowaty dźwięk prześlizgującej się po nim zapałki. Zapach siarki... Dym. Cisza.
Anna nie umiała ukryć już drżenia. Nadeszła chwila, której bała się najbardziej. Żałowała, że nie wyszła na samym początku. Teraz jest już za późno.
„ Dlaczego ona tak bardzo się boi? Przecież to tylko słowa. To nie ona jest tu Minotaurem zniewolonym w katakumbach Knososs. Czuję dziwne mrowienie. Przesuwa się w górę. To nieprzyjemne… Bardzo przykre odczucie. Czy tak fizycznie smakuje strach? Ja chyba spadam z tego mózgu. Z drugiej strony to takie ciekawe… Czuć jak oni. To coś zupełnie nowego…”
- Kolejny obraz, jaki mam w głowie…- mówiła dalej. – Dlaczego tak drżysz?- Annie ślina ugrzęzła w przełyku. Ledwo wycedziła jeden wyraz.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Zachowaj swoje drżenie na chwilę, w której naprawdę będzie ci potrzebne. Na pewno chcesz słuchać dalej? Dasz radę?
Annie było wstyd, że jest taka słaba. Skinęła głową i upuściła oczy na deski, jak przyłapane dziecko. Płód w łonie zaczął się poruszać. Mocne kopnięcie w żebro zmusiło Annę do wykonania nieznacznego ruchu. Znów kopnięcie. Cisza. Sięgnęła po kolejnego papierosa. Wyjęła wolno , pudełko wydało chropowaty dźwięk prześlizgującej się po nim zapałki. Zapach siarki... Dym. Cisza.
Obie kobiety siedziały naprzeciw siebie. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniało okno i cisza. Cisza była granicą, która oddzielała jeden umysł od drugiego. Granicą jej bólu… .
- Kolejny obraz… To było wysoko w górach. Pierwszy raz od wielu miesięcy schroniliśmy się w wiosce. Pozwolono nam zostać przez 24 godziny. Na dworze było bardzo zimno. Mróz. Spaliśmy w stajni. Dostaliśmy ciepłe mleko i chleb. Pierwszy posiłek od 3 dni. Ja wtedy… Ja… Po raz pierwszy od dwóch lat poczułam nadzieję. Uwierzyłam, że to się skończy… że przetrwamy… Może to właśnie przez tą myśl, to wszystko się wydarzyło. Czuję się winna, że śmiałam… że byłam taka głupia.
Zapadał zmrok…- Papieros w dłoni prawie dogasał, ale przykleił się do palca. Żar wolno wgryzał się w ciało. Kobieta nawet nie zwróciła na to uwagi. Anna nie mogła znieść dłużej tego widoku. Siedziała jednak nieruchomo. Znów widok pożółkłych kikutów. Dym uniósł się pod sufit.
- Okrążyli nas. Zacieśnili pętlę. Wieś otoczył pierścień 25 uzbrojonych mężczyzn. Plus dwie kobiety z kałasznikowami. Przez szczelinę w deskach stajni widziałam jak kolejno wyciągają z domów wieśniaków. Postawili ich pod ścianą, w szeregu. Lufy karabinów wycelowano w głowy. Były też dzieci. Przeładowano broń. Siedziałam głęboko w sianie. Trzymałam w ramionach córkę i syna. Czułam jak drżą. Wiedziałam, ze ludzie ze wsi nie mają wyboru. To był koniec. Albo oni, albo my. Życie, za życie, dziecko za dziecko. Arytmetyka krwi... Arytmetyka śmierci…
Cisza. Kobieta sięgnęła po kolejnego papierosa. Wyjęła wolno , pudełko wydało chropowaty dźwięk prześlizgującej się po nim zapałki. Zapach siarki... Dym. Cisza. – Arytmetyka. – ostatnie słowo rozbłysło na chwilę w półmroku. Cisza.

Ciąg dalszy nastąpi...

8 komentarzy:

  1. No, cóż... jednak robi się horror, ale zupełnie nie taki, jak na początku myślałem. To raczej opowieść trochę w stylu Conrada i jego "Jądra ciemności". Z każdym odcinkiem robi się coraz mroczniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Romeus, przepraszam jeśli Cię zawiodła ;) Nie do końca będzie to Conrad, choć porównanie do takiego mistrza to olbrzymi komplement. I nie zawsze bedzie mrok. Na razie, owszem panuje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sadziłam że to pójdzie w taka stronę. Dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Nivejko. Będzie dalej i dalej, tylko ten czas i jego brak :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi się bardzo interesująco. I uświadomiłaś mi, że muszę "Mariję" wyrzucić do kosza :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Voluś... Ja Cię proszę! Nawet się nie waż wyrzucać "Mariji". No coś TY? Czytałam wprawdzie tylko jeden wpis i był świetny. Aż mnie dreszcz przeszył. Ja piszę inaczej, Ty inaczej. I o to chodzi. Poza tym moja opowieść jest o czym innym, niz Twoja. Jak wyrzucisz swoją książkę, zamiast wyslać do wydawnictwa, to mnie będzie bardzo przykro. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak czy siak - muszę nad "Mariją" jeszcze sporo popracować :)

    OdpowiedzUsuń