- To był początek końca świata. Mojego świata. – słowa Mariki spadły na podłogę.
Musieliśmy uciekać, by przeżyć. Wszystko zostawiliśmy, cały dorobek życia. Piętrowy dom z garażem przestał być ważny. Nie miał już żadnego znaczenia, ani on, ani samochód w leasingu, ani zysk firmy w ostatnim kwartale. Rozumiesz?! W jednej chwili wszystko przewróciło się do góry nogami. Zła Królowa stłukła lustro. Tylko… Tylko… Tylko mnie nie udało się odnaleźć wszystkich jego kawałków. Nie umiem… Nie umiem scalić lustra, sprawić by było gładkie. Nie widzę swojego odbicia… Tak jakby mnie nie było, jakbym nigdy nie istniała.
„Penetrowałem umysł Anny, jej wspomnienie było… Hmmm. Nie wiem jak to określić? Robiło mi się źle w tym wspomnieniu. Jakby to powiedział człowiek? Zaraz, zaraz… Jak to było? O! Oni chyba mówią w takich chwilach, że coś jest bolesne. To zaczyna być ciekawe. Myślałem, że tu będzie nudno.”
Cisza. Kobieta sięgnęła po czwartego papierosa. Wyjęła wolno , pudełko wydało chropowaty dźwięk prześlizgującej się po nim zapałki. Zapach siarki... Dym. Cisza.
„ Te papierosy mi coś przypominają. Kogoś właściwie. Znałem kiedyś takiego mężczyznę. Chodził i mówił, że ludzie mają się kochać. No to się tak pokochali, że skończył na krzyżu. Najpierw kazali mu wnieść krzyż na górę. Upadał wielokrotnie a wtedy go biczowali. Okropny widok. Zupełnie nie rozumiem człowieka. Tej jego drogi również. Od miłości do krzyża.”
Anna cały czas walczyła z drżeniem swojego ciała. Marika patrzyła w podłogę. Deski były matowe, wytarte. Lepiej patrzeć na deski. Wtedy mniej widać.
- Życie sprowadziło się do najprostszych potrzeb. – mówiła dalej. Zdobycie jedzenia, zrobienie kupy i żeby mieć czym się podetrzeć. Przespać się chociaż godzinę, nie czuwać cały czas. Zmyć z siebie ten smród.
Cisza. Oddech… Dym uniósł się pod sufit.
- Poczucie bezpieczeństwa… Było nieosiągalne. Zapłaciłabym każde pieniądze, każde pieniądze, każde… Oddałabym nerkę, nogę, zęby… Za jedną noc snu bez nasłuchiwania, bez dławiącego drżenia, które wywołuje jedna złamana gałązka. Czekasz… Jest noc… Zimno… Czekasz oparta o drzewo, żeby nie zasnąć. Walczysz z własnymi powiekami… Coś poruszyło się kilka metrów ode mnie. Budzę wszystkich. Szepczę, żeby nas nie usłyszeli. Uciekamy. To nie jest łatwe. Trzeba poruszać się jak zwierzę. Delikatnie jak sarna stawiać nogi, by nie złamać gałęzi, by nie zdradzić swojego położenia.
- Bo wiesz… Kiedy chcesz przetrwać stajesz się zwierzęciem. Twoja dusza opuszcza się do tego poziomu. Wraca w atawistyczny sposób tam, skąd przyszła. Twoje oczy i pragnienia są zwierzęce. Myśli są zwierzęce. Jednego dnia jesteś uciekającą sarną. Ale kiedy tak ciągle uciekasz… W lęku i popłochu, zaczynasz marzyć by stać się wilkiem. Albo po prostu położyć się na Ziemi, przytulić do niej i zasnąć. Zasnąć na zawsze, żeby jutro już nie nadchodziło… Jutro jest lękiem… Jutro jest lękiem… Jutro jest lękiem… - melodia zgasła. Wyłączono dźwięk. Cisza. Widać tylko ruch warg.
Papieros w dłoni prawie dogasał, ale przykleił się do palca. Żar wolno wgryzał się w ciało. Kobieta nawet nie zwróciła na to uwagi. Anna nie mogła znieść dłużej tego widoku. Siedziała jednak nieruchomo. Wtedy zobaczyła, że dłonie Mariki nie mają paznokci. Długie, smukłe palce zakończone mięsnym kikutem, w które wgryzł się brud i nikotyna.
- Uciekliśmy. Nie zauważyli nas. Zatrzymałam się. Wymiotowałam. Strach wstrząsał moim ciałem, wyrzucał się ze mnie wymiocinami.
Przytuliłam swoje dzieci. Przepraszam Was, tak bardzo Was przepraszam, że się boję. - Ręce Mariki objęły jej ramiona. Skrzyżowały się. Wyglądało to tak, jakby Kobieta chciała się wtulić w siebie. Niedopałek bezszelestnie upadł na deski. Cisza.
Butterfly i prośba do czytelników
To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)
autor: Izabela Sikorska
autor: Izabela Sikorska
piątek, 10 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przeczytałem wszystkie części - interesujące. Pisałaś, że to fragment większej całości, ciekaw jestem ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńVoluś będzie ciąg dalszy. Fabułę mam w głowie od 10 lat. Znam calą historię, którą chcę opowiedzieć. Na razie spisuję z rękpisu starego i zmieniam na bieżąco, bo po 10 latach inaczej na to patrzę. I dziękuję.
OdpowiedzUsuńJednak nie horror, a dramat z wątkiem metafizycznym wyodrębnionym przez cudzysłów. Czyj to głos w tym cudzysłowie? Początkowo myślałem, że Anioła Stróża. Teraz coś mi ta postać wydaje się trochę zbyt mroczna, więc może to anioł, który przeszedł na "ciemną stronę mocy"? No i o co chodzi z tym wybuchem? Terroryzm? Wojna? Porachunki? Pytania mnożą się jak króliki... Czekam na cd. :-)
OdpowiedzUsuńRomeus... Ja nie mogę Ci powiedzieć kim jest ten głos... Ci... To tajemnica :) wszystko się wyjaśni dalej. Ale jak zdradzę teraz, to odbiorę Ci ciekawość :) Ciąg dalszy nastąpi :)
OdpowiedzUsuńChylę czoła :) I grzecznie czekam na jeszcze:)
OdpowiedzUsuńNIvejko, na dole do Ciebie i tych, którzy stale tu są:
OdpowiedzUsuńDo wszystkich, którzy czytają...
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać. :))) Tak dziś w mailu napisał mi mój przyjaciel.
Jeśli mam pisać, będę pisała, póki unoszę się w powietrzu :)
Interesujące :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Margo :) I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń