Na oliwie podsmazamy cebulkę pocięta w kostkę i czosnek drobno posiekany, dodajemy kmin i pieprz cayenne i lekko prazymy przyprawy. Natychmiast dodajemy paprykę, marchewkę pocięta w słupki i pietruszkę, pocięta tak samo. Na koniec kawałki mięsa, drobno pokrojone. Teraz pomidory lub przecier i dwie chochle wywaru wołowego a jesli nie macie to wody. Całośc dusimy 2 do 3 godzin an wolnym ogniu. Mięso musi byc miękkie i rozpływac się w ustach. Brak płynu uzupełniamy co jakis czas. Kiedy mięso jest juz miękkie dodajemu ziemniaki pokrojone w kostkę. Gotujemy aż zmiekną. Na koniec solimy i doprawiamy pieprzem. Jeżeli zupa wydaje się Wam zbyt mało ostra... Zawsze możecie jeszcze sypnąć cayenne. To idealne danie na chłodne popołudnia i wieczory. Rozgrzewa a kumin jest afrodyzjakiem... Smacznego :)
Butterfly i prośba do czytelników
To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)
autor: Izabela Sikorska
autor: Izabela Sikorska
czwartek, 28 października 2010
Bogracz-węgierska zupa
Etykiety:
kuchnia węgierska,
zupy
Drudzy od lewej, dwie moje miłości na jednym zdjęciu. Moja kochana córka i koń. Piękny i dziki Dukat rasy arabskiej. Cóż może lepiej smakować po takiej przejażdżce, jak nie danie naszych historycznych przyjaciół Węgrów. Za czasów przyjaxni z nimi właśnie Koń Arabski prowadził polską jazdę na wojnę. Te małe, drobno zbudowane konie są szybkie jak wiatr pustyni, zwiewne jak jej piach. Mają dzikie, ale odważne serca. Dukat też taki jest...Czasem mam ochotę zamknąć oczy, wczepić się w jego grzywę i dać się ponieść jego dzikiej naturze i wolności.
A więc Bogracz, danie proste i bardzo smaczne.
Potrzebujemy:
- 30-40 dkg wołowiny pieczeniowej
- 4 papryki słodkie i czerwone
- jedna ostra ( kto lubi ostre dania)
- 3 duże cebule
- 4 ząbki czosnku
- posiekane w słupki 2 marchewki, 2 pietruszki w korzeniu
- 4 płaskie łyżeczki kuminu, czyli kminu rzymskiego
- 3 plaskie łyżeczki pieprzu cayenne ( lub ostrzej według uznania)
- 1,5 litra dobrego włoskiego przecieru lub kilogram pomidórów bez skórki
- bulion wołowy ( 0,5 litra do litra w zalezności od gęstości przecieru i odpoarowywania wody)
- 5, 6 duzych ziemniaków
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kilka lat temu bylam na Wegrzech,zauroczyly mnie te , pola winogronowe ,te winnice wydrazone w wapiennych skalach,i ta ich palinka:))
OdpowiedzUsuńBudapesat zwlaszcza noca.
Ale ten Twoj bogracz przywraca swietne wspomnienia.
POZDRAWIAM.
Bogracz był popisowym daniem mojej teściowej. Bardzo dobrze go przyrządzała...
OdpowiedzUsuńzważywszy, że totalny ze mnie mięsożerca, to normalnie mniaaaaaaaaaam, dobrze, że mnie teraz nie widzisz;-) robię podobnie ale chętnie skorzystam z Twojego sposobu.. co do koni, są cudne, nie jeżdżę, ale lubię je smyrać po uszach i chrapach;-)
OdpowiedzUsuńTak Maga, ja tez miło wspominam Węgry, Budapeszt i Balaton. Tańczyłam nawet Czardasza z Węgrami :)
OdpowiedzUsuńNIvejko, po moim Bograczu został tylko pustu garnek. Mój mąż pochlonął 3 litry gęstej zupy w 24 godziny! To łasuch :)
OdpowiedzUsuńJazz, jak byłam dzieckiem pojechałam na kolonię na Węgry i tam zabrali nas do takiej chatki, w której razem z kucharzem wszyscy robiliśmy przez cały dziń bogracz w kotle nad ogniskiem. To było cudowne przyżycie. Wprawdzie ostry był jak diabeł, że zapijałam każda łyzkę gulaszu kubkiem wody a Węgier się z nas śmiał:) Tak, pierwszy bogracz ma historię :)
OdpowiedzUsuńzgłodniałam...
OdpowiedzUsuńa ja prawdziwego węgierskiego nie jadłam never.. przez węgry tylko przejeżdżałam, i jedyny kontakt miałam z policją węgierską, niestety nie chcieli nam zaproponować bogracza, zupełnie nie wiem czemu;-)
OdpowiedzUsuńMargo, ja mam wrażenie, że wiecznie jestem głodna... Czegoś lub kogoś ;)
OdpowiedzUsuńJazz, to nieładnia z ich strony. A gdzie pamięć o dwóch bratankach od szklanki ;)
OdpowiedzUsuńAno, to mamy to samo, ech...
OdpowiedzUsuńMargo, masz jakąs własną receptę na głód? Chociaż wydaje mi się, że lepiej go nie gasić ...
OdpowiedzUsuńhmmm szklanki też nie zaproponowali, raczej sami chcieli, ale ciiii to tajemnica;-)
OdpowiedzUsuńNo ładnie Jazz, ale ciii ... :)
OdpowiedzUsuń