Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

czwartek, 31 grudnia 2009

Zakwas na chleb naszych przodków

Ten wpis pochodzi z ubiegłego roku, stali czytelnicy zapewne go znają, nowi może nie, dlatego postanowiłam powrócić do niego. Główny powód, to rozpoczęcie nowego cyklu: "Chlebem pachnące...". To dobry czas na poświęcenie uwagi chlebowi, ponieważ kończą się wlaśnie żniwa, magiczny rytm przyrody, powtarzany przez czlowieka od tysięcy lat, znów się wypełnia. Złote, dojrzałe kłosy, symbol życia, płodności... ZACZNIJMY OD POCZĄTKU CZYLI JAK ZROBIĆ ZAKWAS NA CHLEB? Uwierzycie, że chleb powstanie z samej mąki i wody. Ja jak to usłyszałam, to stwierdziłam, że to niemożliwe. No jak? Jak wyrośnie? A drożdże? Przecież jak zmieszam samą mąkę i wodę to będzie zakalec. Długo nie mogłam się przekonać, prawie rok czasu, aż pewnego dnia stwierdziłam, że ok, podejmę to ryzyko i przeprowadzę doświadczenie na chlebie jeśli chleb z tego wyjdzie. Tajmnicą tego chleba jest ożywienie martwej materii, choć przecież woda nie do końca jest martwa, patrząc przez pryzmat mikroskopu. Najpierw trzeba w słoiku stworzyć życie, czyli zakwas używając tylko mąki i wody ze szczyptą soli: Zakwas na chleb naszych przodków Szklanka mąk żytniej gruboziarnistej 3 szklanki letniej wody łyżeczka soli W szklanym naczyniu łączymy składniki i mieszamy tak długo, aż nie będzie grudek. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na siedem dni w ciepłe miejsce. Ale to nie wszystko. Codziennie rano i wieczorem zawasu należy doglądać niczym niemowlęcia. Rano wrzuamy garć mąki i mieszamy. Wieczorem tylko mieszamy. I tak codziennie. Już trzeciej doby zobaczycie, jak w szklanym naczyniu budzi się życie. Wszystko zacznie pączkować, najpierw nieśmiało wybudzone z letargu życie, by pod koniec tygodnia żyć pełną gębą. Może wyda się to dziwne, ale pierwszy raz, kiedy zobaczyłam jak ożywa zwykła mąka i woda, wzruszyłam się. Dotarło do mnie, że życie jest wszędzie, dookoła nas. Bierzesz tylko mąkę i wodę i struna drży... Zrozumiałam też, dlaczego kult chleba jest tak ważny w wielu kulturach. Bo jest w tym jakiś boski cud stworzenia. Możesz nie mieć nic, ale wystarczy trochę wody i zmłucone ziarno, by wykarmić rodzinę. Chleb... Podstawowy pokarm biednych i bogatych, symbol i ikona wielu kultur. Sam proces jest łatwo wytłumaczalny. Po połączeniu mąki i wody ożywione zostają dzikie drożdże, które zahibernowane są w mące a okładniej na ziarnach zbóż. Tak w ogóle drożdże są wszędzie. Na skórkach owoców, wszystkich! Dlatego robiąc wino najczęściej nie myje sie owoców, żeby nie usunąć dzikich drożdży. I tak powstaje zakwas na chleb. Z tego zakwasu za tydzień wyrośnie wspaniały, zdrowy chleb. NIe wzdymający, wyprodukowany całkowiecie naturalnie w zaciszu naszej kuchni. Ale to już będzie w przyszłym roku. Więc wszystkiego najlepszego! Oby się spełniło!!! Obyśmy nie pominęli cudowności, które nas otaczają. Świat jest niezwykły a co dopiero musi się dziać na poziomie kwarków i kwantów??? O rany.

środa, 30 grudnia 2009

Po północy pogrążona w grypie w okładach polędwicy w imbirze

jesień 2002


"apokalipsa"



w radio podali

"257 ofiar to wynik

walk na Wschodzie"



wzięłam łyk kawy

z filiżanki



" W południowej Afryce

wybuchła epidemia ,

tysiące ludzi umiera..."



wzięłam kolejny łyk



"Nasz kraj zalewa

fala bezrobocia

ludzie wychodzą na ulice"



facet obok mnie

skończył gryźć bułkę

naookoło talerza

roiło się od okruchów



nie myśłałam

słuchałam



dopiłam kawę

i wyszłam


Myśli się tłuką... Stukają, pukają. Choroba wzięła mnie w swoje objęcia, ale nie dam się tak łatwo. O nie.
Więc po całym dniu majaków w gorączce niech nadejdzie:


Polędwica w imbirze

Jest prosta i szybka do zrobienia. Do tego dania możemy użyć polędwicy wieprzowej, wołowej, albo innego czerwonego mięsa. Potrzebujemy go kilogram.

1 kg polędwicy
5 cm świeżego korzenia imbiru
4 ząbki czosnku
4 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżli octu balsamicznego z Modeny
3 łyżki sosu ostrygowego
4 łyżki ciemnego sosu sojowego

sól i pieprz dodajemy do gotowego dania.
Można dodać świeżego rozmarynu lub tymianku, jeśli lubicie zioła. Około dwóch łyżeczek. 

Sporządzamy marynatę z wymienionych składników. Korzeń imbiru obieramy i kroimy w cienkie słupki. Czosnek siekamy lub przeciskamy przez praskę. Mieszamy wszystko i marynujemy mięso na minimum 2 godziny a najlepiej na noc. Ja mam specjalny pędzelek, którym wsmarowuję marynatę w mięso.  Po zmarynowaniu, mięso odsączamy i wrzucamy kolejno partiami na rozgrzany na patelni tłuszcz. Marynatę odstawiamy na bok - będzie nam jeszcze potrzebna. Rumienimy na złoto i znów odsączamy. To sprawi, że mięso po upieczeniu będzie w środku soczyste. Wysoka temperatura powoduje zamykanie się zewnętrznych włókien, dzięki czemu w czasie długiego pieczenia lub duszenia mięso nie traci soków.
Mięso przekładamy do brytfanny i piekarnika nagrzanego do 170- 180 stopni. POlewamy marynatą i zamykamy pokrywą. Co jakiś czas mięso trzeba obrócić i polać marynatą. Jeśli pieczemy polędwicę nie należy przekroczyć czasu 30 minut. Jeśli inny rodzaj czerwonego mięsa pieczemy je 1 kg na 1 godzinę. Jeżeli chcemy by było bardzo soczyste i miękkie nie ściągamy pokrywy, jeżeli ma być pieczyste kwadrans przed końcem ściągamy przykrycie i co najmniej dwa razy obracamy w czasie pieczenia.

Polędwicę podajemy oprószoną świeżymi ziołami w towarzystwie pieczonych ziemniaków lub na grzance. Danie polewamy obficie sosem z pieczenia. Świetnie do tego pasuje chrupiąca sałata i pomidory skąpane w winigrecie. Polędwicznych snów...

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Herbata, która topi lód a serce rozpala

To świetny trunek na długie wieczory zimowe. To napój, którym można obdarować ukochaną osobę, by rozgrzać w niej uczucia i ciało. Wystarczy mieć:

Dobrej jakści czarną herbatę, którą zaparzamy w dzbanku ( około litra)
do niej dodajemy pół laski wanilii
jedną niedużą korę cynamonu, którą ścieramy na drobnych oczkach tarki
5 rozgniecionych gwiazdek goździków
4 plasterki limonki
trzy plastry pomarańczy

Wszystko wrzucamy do dzbanka z gorącą herbatą i mieszamy. Słodzimy cukrem trzcinowym według uznania. Ja daję trzy łyżki cukru. Gotowe, rozgrzewające, pachnące i... inspirujące.
Gorącego wieczoru ;-)

piątek, 25 grudnia 2009

Karpo dotrze po świętach

Karp dotrze po świętach, ponieważ nie dałam rady z czasem. I nie chciałam się z nim ścigać teraz. Myślę, że mi wybaczycie. Statek dopiero wypłynął. Niejedne święta przed dnim. No, chyba, że mnie coś trafi.
Carpe diem..... Czyli karp dotrze o czasie sobie właściwym ;-). Właścicielka karpia chwyta właśnie życie rękami.
Wszyskiego bajecznego, choć to dyrdymały, ale damy radę !!!!

środa, 23 grudnia 2009

Karp po żydowsku- przygotowania

Dziś powstanie karp po żydowsku. Cały przepis podam wieczorem, bo trudno robić go i jednocześnie. pisać. No i może niekoniecznie chciałabym, aby klawiatura cały rok pachniała rybą. Ważne jest to, że kiedy oczyszczamy rybę, nie można przeciąć jej skóry na brzuchu, ponieważ ten karp, to faszerowane dzwonki. Danie nie ma ości, filetujemy rybę a potem napełniamy farszem jej skórę. Wszystko opiszę wieczorem, może i zdjęcia uda mi się załączyć. To lecę do karpia!

UWAGA! PRZEPIS NA KARPIA ZNAJDUJE SIĘ W INNYM MIEJSCU. PROSZĘ KLIKNĄĆ NA DOLE STRONY "STRONA GŁÓWNA" LUB WPISAĆ W WYSZUKIWARKĘ NA GÓRZE PO PRAWEJ STRONIE "KARP PO ŻYDOWSKU". TAM ZNAJDZIECIE PRZEPIS.

Dla Was kochani, życzenia świąteczne

Butterfly powstał na przekór smutkowi i złu i nieprzychylności. Jednak i ja to czasem odczuwam a nie chcę go oszukiwać, więc piszę to, co czuję. KOchani, jednych znam z rzeczywistości, innych poznaję tutaj. Prowadzi mnie wiara w drugiego człowieka a Wy tylko ją potwierdzacie. Dziękuję i ... "NIe zmienisz świata, ale możesz zmienić 1 m2 wokół siebie." Szczególnie przed  świętami. Nawet jeśli nic nie mamy materialnie, możemy coś dobrego zrobić dla przypakowego człowieka. Taka zwykła uprzejmość... Bycie miłym i przyjaznym. Czasem nie trzeba nic dawać, tylko wysłuchać np. przechodnia. Czasem dać na piwo... Innym razem po prostu przytulić zbłąkanego, zagubionego człowieka. Dziękuję Wam tuż przed Wigilją. Niech żyje miłość pod choinkę!

wtorek, 22 grudnia 2009

Kruche pierożki do barszczu - kulebiaki pachnące wigilijnym wieczorem i miłością...

"Dla dzieci jest to chyba najpiękniejszy wieczór w roku, w którym atmosfera baśni urzeczywistnia się na parę godzin, w balsku różnobarwnych światełek choinki, pod którą kochające ręce położyły dary, takie, na jakie kogo stać. Ale najskromniejszy nawet upominek posiada w ten wieczór wartość wyjątkową, stając się symbolem łączącej ludzi miłości i przyjaźni."
cyt. z "W staropolskiej kuchni..."  Maria Lemnis i Henryk Vitry

Kulebiaki znane są w kuchni kresowej i występują w wielu odmianach np. litewskie czy lwowskie. Robi się je w cieście drożdzowym lub kruchym. Ja wolę w kruchym, ponieważ długo są chrupiące. Uwielbiam te pierożki i robimy je tylko raz w roku, właśnie na Boże Narodzenie. Robiła je moja mama i jej mama i prababcia i praprababcia. Kruche pierożki sąa dla nas czymś wyjątkowym, bo przypominają o trwaniu rodziny, przez pokolenia, wieki... Najbardziej lubią je dzieci. Sama pamiętam, że z niecierpliwością czekałam na kulebiaki. Biegłam co chwile do kuchni krzycząc: "Czy już??? Kiedy wreszcie???. Dziś dokładnie tak samo robi moja córka. Już od kilku dni pyta: kiedy będą te pierogi? To co wyczekane w cierpliwości nabiera wyjątkowego smaku w wigilijną noc...
Kulebiaki prosto z serca:

Kruche ciasto:
20 dkg mąki ( 1 i 1/2 szklanki), 12 dkg masła, 1 jajko, łyżka smietany, 1/2 łyżeczki soli.
Może byc smalec zamiast masła i tak robiła moja babcia, ja wolę masło, bo są bardziej delikatne w snaku.

Składniki łączymy siekając nożem a następnie szybko zagniatamy ciasto, które powinno "odpocząć" w lowdówce 30 minut. Z cienko rozwałkowanego ciasta wycinamy kieliszkiem od wina krążki. Nakładamy farsz i sklejamy jak pierogi.

Farsz:
20 dkg kapusty kiszonej
4 dkg suszu grzybowego,
jedna niewielka cebula
masło do smażenia

Kapustę gotujemy wcześniej odsączamy z płynu. Grzybki gotujemy, wywar z grzybów możemy wlać do barszczu. Siekamy grzybki tasakiem, cebulę siekamy w kostkę, wrzucamy na rozgrzane masło na patelni i blanszujemy. Na koniec dodajemy kapustę i chwilę przesmażamy. Dodajemy łyżkę bułki tartek, żeby zagęścić i jedno surowe jajo. Mieszamy, solimy i pieprzymy do smaku.

Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni, układamy pierogi na blasze posmarowanej masłem lub smalcem i wkładamy na ok.35-40 minut do pieca. Kiedy ciasto zrobi się złote, są gotowe.
Naprawdę polecam, bo są pyszne i można nimi zastąpić uszka, bo podaje się te pierogi do barszczu lub spożywa tak jak my: non stop czyli do wyczerpania zapasów ;-)
Smacznego

sobota, 19 grudnia 2009

Wiersz... Dla tych co nigdy już nie usiądą z nami przy stole...


Czym bliżej świąt tym bardziej powracają do serca mego bliscy, którzy odeszli... Na moim stole każdego roku stoi zastawa, puste nakrycie dla tych, którzy nigdy już nie przyjdą i dla tych, co nie mają dokąd pójść. Tej tradycji nauczła mnie moja babcia. Zawsze stawiała pusty talerz na wigilijnym stole a ja malutka, pytała, ale po co???
- Ten talerz  jest miejscem wspomnienia ludzi, którzy nas opuścili i nadzieją dla zagubionych. Oni  w każdej chwili mogą zapukać do drzwi.

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą



zostaną po nich buty i telefon głuchy".





" ODCHODZI..."



stary zegar myśli stare

skonały ideały



odchodzą cienie

rzędami ścianami



stare dlonie

błądzą w dotyku

ciepłymi zimnymi

palcami

tną oddech

wspomnieniami

tylko one pozostały



i ten zegar

stary

co przestał chodzić

przed własnymi

wspomnieniami



odchodzą cienie

rzędami ścianami



idą ku światłu

do życia



i stało się mgnienie



odeszło

wolno



lśnieniem

cieniem

rzędami

ścianami



wspomnieniem

11.05.2003. Izabela S.

czwartek, 17 grudnia 2009

Garam masala przebiła się przez korek i stworzyła kurczaka w promieniach słońca

Nivejka miała rację. Zginął mi jeden dzień. Zupełnie się zagubił, może wpadł w zaspę śnieżną, albo zabłądził po ciemku i wciąż szuka drogi do domu? No cóż, tak czy owak garam masala dotarła do celu choć z 24 godzinnym opóźnieniem.
Więc otworzyłam torebkę z garam masalą i wzięłam dwie łyżeczki, potem szczypta szafranu, 2 łyżeczki pasty z trawy cytrynowej od Maury, 2 cm  startego korzenia imbiru, 2 łyżeczki czerwonej pasty curry,  łyżka cukru brązowego, 2 łyżki soku z cytryny, 3 łyżki oleju arachidowego.
Kurczaka ( może być indyk, lub kaczka) pocięłam w paski i dodałam do mikstury. Bejcował się około godziny, bo nie było czasu. A powinien co najmniej 5.
W tym czasie nastawiłam ryż jaśminowy i dziki, każdy w osobnym garnku, ale na koniec je zmieszam.
Kurczaka smażyłam w woku w oleju, który już w nim był.

Do tego warzywa błyskawiczne. Było późno więc nie było czasu na cudowanie. W zamrażarce miałam chińską mrożonke warzywną. Wrzuciłam ją na rozgrzany w woku tłuszcz, 5 minut blanszowałam, potem trzy łyzki octu balsamicznego, łyżka cukru brązowego, trzy łyżki sosu sojowego, szczypta curry i gotowe po kolejnych pięciu minutach.

Kurczak po tajsku między indyjsku , warzywa po szybkiemu a ryż, jak to ryż, jest stamtąd gdzie wyrósł. Słońce było pyszne, może to zasługa płatków róż z garam masali no i krokusów z szafranu... Wszystko pachniało latem i egzotyczną przygodą.

niedziela, 13 grudnia 2009

Szynka peklowana

W bardzo prosty sposób można zrobić w domu wyśmienitą, świąteczną wędlinę. W dodatku zdrową a nie faszerowną garścią chemikaliów. Trzeba ją jednak przygotować co najmniej tydzień wcześniej. Najpierw musimy odpowiednią szynkę wybrać w sklepie. Najlepsza część szynki do tzw. kulka. Nawet wygląda jak kulka. Z reguły ma też równą wagę około 1 kilograma. Zakupy mięsne polacam zrobić w Hali Targowej lub sprawdzonym przez siebie sklepie.

Pekla:
6 rozkuszonych liści laurowych
7 ziaren owocu suszonego jałowca ( do kupienia w każdym sklepie)
7 ziaren ziela angielskiego
7 ziaren czarnego piepczu

Ziarna przypraw rozgniatamy w moździerzuu lub tłuczkiem do mięsa
około 1 litr wody ( szynka musi być całkowicie przykryta marynatą)
dwie łyżki soli
łyżeczka cukru
1/3 płaskiej łyżeczki saletry lub zamiast soli i saletry użyjcie soli peklującej. Opakowanie zawiera proporcje użycia. Saletrę można kupić na środkowym stoisku Hali Targowej.

Wodę zagotowujemy z przyprawami i solą peklującą. Studzimy. Mięso układamy w kamionkowym lub emaliowanym naczyniu. Na dno podsypujemy przypraw i kładziemy na tym mięso. Zalewamy i odstawiamy na 7-10 dni w chłodne i ciemne miejsce. Temperatura nie powinna być wyższa niż 8 stopni. Najlepiej do piwnicy. Jeśli nie macie, to wstawcie szynkę do lodówki. Trzeba ją raz dziennie obracać, po to by równo się marynowała. Po tygodniu wyciągamy szynkę, wkładamy do rękawa do pieczenia lub brytfanny, obkładamy liśmi laurowymi z marynaty, i ziarnami przypraw oraz plasterkami z 2 ząbków czosnku. Do pieczenia szynki doskonały jest gęsi smalec. Można go kupić już w wielu sklepach spożywczych i znów będę nudna, bo po raz trzeci wymienię Halę Targową. Tam zawsze można go kupić na stoisku z drobiem. Gęsi tłuszcz kroimy w plasterki i obkładamy nimi szynkę. Wstawiamy do  piekarnika nagrzanego do 180 stopni na godzinę. Co 20 minut obracamy szynkę, żeby była soczysta. Jeżeli pieczemy w brytfannie podlewamy dodatkowo sosem z szynki. Po godzinie sprawdzamy czy wędlina jest miękka. Jeżeli widelec zanurza się w niej bez większego oporu, to znaczy, że jest gotowa. Szynkę wyciągamy z naczynia i studzimy. Krojona na gorąco będzie się rozpadać. Chłodną szynkę zawijamy w folię aluminiową i wkładamy do lodówki. Potrzebuje dwóch, trzech godzin by stężęć. Gotowe. Taka szynka powinna bez większych problemów przez 14 dni nadawać się do spożycia. Jest pyszna a gospodarze moga być dumni, że sami zrobili wędlinę na święta.

piątek, 11 grudnia 2009

Śledzie marynowane klasyczne

Oto Pan Śledź, zapomniany, w wielu państwach uważany za kulinarne okropieństwo. Po prostu traktują go jak bękarta w świecie kulinariów. Poza Skandynawią, gdzie króluje na stołach a jadany bywa tam również na surowo. No i w Polsce znany jest ten nasz bałtycki śledzik, który lubi pływać.
Śledź jest ważnym elementem mojego życia. Ja wprost uwielbiam śledzie, a jak mnie coś napadnie to potrafię zjeść furę tych niepozornych rybek.  I taką to mam historyjkę śledziową z czasów swojego narzeczeństwa. 
A no było to tak:
Znaliśmy się jakieś pół roku, może osiem miesięcy. Bon ton, bułka przez bibułkę... Jesteśmy na Półwyspie Helskim i radośnie podążamy by popływać na windsurfingu w Zatoce Puckiej. Słońce cudne, niebo błękitne a miłość w pełnym rozkwicie. Wysiada pańcia w obcisłych szortach z dekltem prawie na zewnątrz ( bez złudzeń, chodzi o autora tekstu, który dziś zaczyna już mieć zwiotczenie tkanki ;- ), skóra brązowa, pachnąca morzem, wabi turystów. Biegnę więc tropem zapachu... Staję jak wryta, bo w małej budce przy szosie wiszą jeden koło drugiego, gorące, brązowe, pachnące Bałtykiem sledzie. Skóra brązowa, dekolt na wierzchu, tylko obcisłych szortów brak. Wpadłam w pułapkę głupia turystka!

- Może łososia kochanie? Chcesz kawałeczek?- pyta mnie mój oblubieniec.
Ja milczę a w oczach dwoją mi sie i troją gorące śledzie. NIe zwracając uwagi na zaczepki przyszłego męża przemawiam wtem do ekspedientki:
- Kurczę... Ja bym chciała pół kilograma tych śledzi!
- Śledzi?!- krzyczy mój przyszły - Śledzie nie! Weź halibuta, albo łososia, albo... Albo węgorza. Nie bierz śledzi. One śmierdzą.
- To ja poproszę kilogram.
Wsiadamy do auta a "okropna woń ryby" nie pozwala mi się skupić.
- Przepraszam Cię kochanie, ale ja już nie wytrzymam. - Rozrywam woreczek pełen śmierdzących niektóym ryb i zaczynam je pożerać.
- Rany!- krzyczy narzeczony- Dlaczego ty nie wypluwasz ości?
- Po co? Są miękkie i bardzo smaczne.
- Udławisz się!
- Udławię się jak mi powiesz, że...

Reasumując zjadłam kilogram śledzi w ciągu godziny, poszłam pływać na deskę a potem zjadłam jeszcze trzy smażone śledzie na obiad. Tak głęboka miłośc łączy mnie z tą rybą. Maciek przestał komentować tę sytuację, miał oczy jak ping-pong. Śledzie, śledzie,śledzie. Mówi, że zawsze mnie będzie z nimi kojarzył. I ma nadzieję, że miłość do nich jest wymierna w stosunku do niego...

A więc śledzie:

6 połówek  filetów śledzia ( czyli 3 całe)
3 nieduże cebule pokrojone w półksięzyce
1/3 szklanki octu ( 10%)
szklanka wody
2-3 łyżeczki cukru
6 ziaren ziela angielskiego
1/2 łyżeczki gorczycy
5 ziarewn pieprzu czarnego
4 rozgniecioe goździki
2 liście laurowe

Śledzie kroimy w paski o szerokości około 3 cm. Cebulę obieramy i przekrajamy na pół. Teraz szatkujemy ją w pół księżyce. Wkładamy śledzie do słoika na przemian: warstwa śledzi i warstwa cebuli. Ocet, wodęi przyprawy zagotowujemy i studzimy: NIE WOLNO GORĄCYM ZALEWAĆ ŚLEDZI, BO SIĘ ROZPADNĄ.  Ostudzoną marynatą zalewamy śledzie w słoiku. Wstawiamy do lodówki. Czas marynowania minimum 48 godz. Najlepsze są po tygodniu. Możemy je podawać polane śmietaną.
Dobra rada: Kupowane śledzimają różny poziom zasolenia. Zanim cokolwiekm zrobicie z nimi, kawalek śledzie spróbujcie. Jeśli jest słony, trzeba go wypłukać pod wolnym strumieniem wody. I znów spróbujcie. Jeśli teraz nie jst za słony, to nadaje się do marynaty.
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję Maurze za miły gest. Przywiozła mi dziś trawę cytrynową do pracy. Takie gesty wywołują radość. Maura! Serdeczne z\dzięki. Świat składa się z drobiazgów, takich właśnie miłych.

czwartek, 10 grudnia 2009

Chrzan po litewsku

A że nie samym postem człowiek żyje będzie teraz przepis na chrzan... Kto robi go dziś w domu? Prawie nikt. A warto. Ten, który zrobicie sami, jest taki pyszy, że nic innego się nie równa. A na dodatek jest prosty. Chrzan to wspaniały dodatek do mięs pieczonych, duszonych i wędlin. Stąd wzmianka o poście. Uwielbiam chrzan.

Przepis na jeden słoiczek:
Uwaga! Proszę ubrać na oczy okulary ochronne, bo będzie trochę piekło:

Na drobnycvh oczkach tarki zetrzeć dużą laskę chrzanu ( ok. 25 dkg). Przerzucić chrzan na sitko i zalać wrzątkiem. Potem roztopić 5 dkg masła ( ok. dwie łyżki ), włożyć na patelnię chrzan i krótko przesmażyć. Dodać 150 ml śmietany i mieszać, ale nie zagotowywać, bo śmietana może się zważyć.  ( śmietany dać tyle, żeby sos był zawiesisty, gęsty). Teraz dodajemy sok z całej cytryny, szczyptę soli do smaku ( ok. pół łyżeczki morskiej) i łyżkę płaską cukru ( trzeba próbować, bo korzenie chrzanu nie mają równej wagi, to znaczy, że soli i cukru może być mniej lub więcej). Gorący sos chrzanowy, możecie zaciągnąć żółtkiem jajka ( surowym). MIeszamy wszystko i wstawiamy w słoiczku na noc do lodówki. POdajemy jako przystawkę do mięś na zimno.

A jeśli do drobiu:
To wystarczy zmieszać pół na pół chrzan z dżemem z żurawiny. Wspaniały do wędlin, ale przede wszystkim do gęsi i kaczki oraz indyka.

środa, 9 grudnia 2009

Cytaty z książki

Poza cudowną książką cioci Janci, mam jeszcze kupioną w antykwariacie małą lecz jakże pięknie napisaną książkę " W kuchni staropolskiej" Marii Lemnis i Henryka Witry. Zacytuję Wam fragment dotyczący właśnie Bożego Narodzenia.
"Boże Narodzenie sięga tradycjami do pogańsko-słowiańskich czasów. Szególnie wieczerza wigilijna, jedynyn już chyba uroczysty posiłek w kuchni polskiej, w którym tak wyraźnie zachowały się ślady obrzędów z czasów przed chrześcijańskch. W polskim Bożym Narodzeniu oba te wątki, pogański i chrzścijański splotły się w barwną i pełną poezji całość. Do wieczerzy wigilijnej zasiadano z zpadnięciem zmroku, z chwilą ukazania się pierwszej gwiazdy na niebie, pilnie wypatrywanej przez dzieci.
Jest to chwila zruszająca, jak żadna inna w roku, wywołująca wiele wspomnień sięgających dzieciństwa i młodości, chwila przesłonięta smutkiem po tych, którzy już na zawsze odeszli i zarazem rozjaśniona wiecznie płonącą w sercach ludzkich nadzieją  pełnego szczęścia."

wtorek, 8 grudnia 2009

Barszcz wigilijny i tradycja Bożego Narodzenia cz.I

Wspaniały, rubinowy, pachnący lasem... Mój ukochany...
Barszcz czerwony to prawdziwy król pośród zup w staropolskiej kuchni. Najstarszy zachowany przepis pochodzi z XVI wieku. Są dwa rodzaje barszczu polskiego: postny na Boże Narodzenie i na wywarze mięsnym na Wielkanoc. Dziś podam przepis na postną wersję z myślą również o tych, którzy są wegetarianami a chcieliby zjeść w wigilię tradycyjną potrawę. Wspomnę jeszcze, że nie jest to oczywiście jedyna zupa podawana tego wieczoru. W zależności od regionu podawało się dawniej i w niektórych domach nadal  - zupę grzybową ( najczęściej z suszu ) z łazankami lub rzadzej migdałową. 
Na barszcz będziemy potrzebować:

Przepis dla 6-8 osób

kawałek selera-korzeń
por cały
korzeń pietruszki wraz z nacią

2 marchwie
1 cebulę
4 duże buraki ćwikłowe ( jeden w zapasie)
1,2 ząbki czosnku
3 litry wody, najlepiej źródlanej
litr zakwasu buraczanego ( w niektórych regionach nazywany jest kwasem buraczanym)
10 ziaren pieprzu czarnego
5 ziaren ziela angielskiego
2 duże liście laurowe
8-10 dkg suszu grzybowego ( prawdziwki lub podgrzybki)

opcjonalnie:
czubata łyżeczka otartego majeranku suszonego
lampka czerwonego wytrawnego wina ( 100-150 ml )

Warzywa obrać, przepłukać, wrzucić do dużego garnka i zalać 3 litrami wody. Buraki pokroić w talarki a resztę warzyw pozostawić w dużych kawałkach, by łatwo je było potem odcedzić. UWAGA! NIE DAJEMY JESZCZE CZOSNKU! W moździerzu utłuc przyprawy i dorzucić do wywaru warzywnego. Jeśli nie macie moździerza po prostu wsypcie je bez miażdżenia. W osobnym garnku gotujemy w dwóch szklankach wody susz grzybowy. Oba wywary mają dochodzić na wolnym ogniu pod przykryciem, aby jak najwęcej aromatu przedostało się do płynu. Wywary powinny być gotowe po ok.  2 godzinach. Po takim upływie czasu przecedzamy wywar warzywny przez sito, do płynu dodajemy grzyby z ich wywarem i dopiero teraz litr zakwasu buraczanego. Barszcz podgrzewamy do momentu wrzenia i natychmiast wyłączamy kuchenkę.
Teraz najdrudniejsze zadanie. Jak to się dawniej mówiło: zupę trzeba przysmaczyć, czyli nadać jest ostateczny szlif. Najpierw dodamy sól, około dwie płaskie łyżki soli morskiej ( W PRZYPADKU INNEJ SOLI  ZNACZNIE MNIEJ). Zamieszać ( dawniej zamuszać)... Teraz odlejcie sobie chochelką trochę barszczu do filiżanki i wystudźcie. Próbujemy łyżeczką jego smak. Jeśli jest za mało słony dodajemy szczyptę soli, to samo dotyczy pieprzu, ale tym razem wkręćcie go z młynka. Jeżeli barszcz będzie za kwaśny dodajemy łyżkę cukru, jeśli za mało kwaśny doprawiamy sokiem z cytryny lub czerwonym winem. Jeżeli uznacie, że chcecie bardziej intesywnego smaku możecie bez względu na jego smak pierwotny dodać wino i cukier, lub sok i cukier. Nigdy ocet. Teraz zajmijmy się kolorem. Jeśli okaże się, że barszcz ma zbyt brunatny kolor, co może być zasługą wywaru grzybowego, bierzemy naszego piątego, zapasowego buraka i ścieramy go na małych oczkach tarki. Z miąższu wyciskamy sok buraczany wprost do zupy. Teraz jego kolor powinien zrobić się rubinowy. Kilkanaście minut przed podaniem barszczu przeciskamy przez praskę ząbki czosnku i dodajemy do zupy. To sprawi, że barszcz nabierze zdecydowanego charakteru.

Sposób podania:
Barszcz można podać na dwa sposoby:
W ładnej wazie wraz z uszkami ( 6-8 uszek na osobę) lub w filiżankach. Wtedy lepszym dodatkiem do barszczu są kruche pierożki z grzybami, albo z kapustą i grzybami. Pierogi te w kuchni kresowej znane są pod nazwą kulebiaki. Robiono je w cieście kruchym, ale też drożdżowym.  Przepis na uszka domowe oraz kruche pierogi pojawi sie wkrótce.

Kilka słów o tradycji ...

Barszcz czerwony przetrwał pożary i powodzie, zabory i wojny - nic go nie zniszczyło. Kilkaset lat, być może i więcej, bo to, że nie ma zapisków o nim przed XVI wiekiem, nie oznacza, że go nie znano. Przecież wtedy wiele przekazów było wyłącznie ustnych i tak podtrzymywano również tradycję i kulturę narodową.
Niech żyje Król!

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Zakwas na barszcz wigilijny


Boże Narodzenie tuż, tuż. To dobra pora, by zrobić zakwas na barszcz wigilijny. To proste a bardzo podnosi walory smakowe tej wyjątkowej polskiej zupy. Swoją drogą bardzo zdrowej, bo bogatej w żelazo i wiele witamin oraz, jeśli dodany zostanie naturalny zakwas pełnej przeciwutleniaczy, czyli tzw. "wymiataczy wolnych rodników". Tych samych, które zawiera zielona herbata. Olbrzymim źródłem antyoksydantów są również w naszej tradycyjnej kuchni ogórki kwaszone i płyn z ich kiszenia oraz kapusta kwaszona, również kwas chlebowy. Kto lubi, nich zajada i popija, to samo zdrowie. W tradycjach kulinarnych każdego narodu znajdują się takie cudowne zdrowotne specjały. Teraz powrócę do zakwasu buraczanego.

Potrzebujemy:
6 dużych buraków czerwonych ( mogą być okrągłę, ale te podłużne mają więcej słodyczy)
około litra wody źródlanej ( mineralna niegazowana)
czubata łyżeczka soli kamiennej
3 rozgniecione ząbki czosnku
skórka chleba razowego bez konserwantów

Buraki obieramy ze skórki, myjemy i kroimy w talarki ( po pokrojeniu już nie myjemy, bo wypłukamy większość cennych składników z warzywa). Układamy w glinianym lub szklanym naczyniu, dorzucamy czosnek i zalewamy letnią wodą wymieszaną z solą. Warzywa muszą być przykryte płynem ( powierzchnia wody powinna być ok. 1 cm nad burakami, nie może być jej za dużo). Na wierzch kłądziemy skórkę razową żytnią. Przykrywamy ściereczką. Ja odstawiam zakwas na co najmniej tydzień. Codziennie zbieram z niego pianę, by nie powstała pleśń. Jeśli zobaczycie pleśń na skórce od chleba wyrzućcie ją i zastąpcie nową. Po tygodniu zakwas przecedzamy przez gęste sito lub gazę i zlewamy do butelek lub słoików. Tym razem szczelnie zakręcamy. Zakwas jes gotowy do użycia. Ja na 4 litrowy barszcz używam około litra zakwasu, ale jest to kwestia smaku. Chodzi o poziom zakwaszenia zupy.Przyprawy takie jak liście laurowe, ziele czy czarny pieprz dodaję dopiero do zupy. Można dodać już do zakwasu, ale wtedy trzeba bardzo uważać doprawiając zupę, bo smaki się nałożą i może wyjść za gorzka.

p.s. Przepraszam za literówki. Mam tak wyrobioną klawiaturę w swoim staruszku kompie, że spacja nie działa i niektóre litery. Jak mam chwilkę to poprawiam.

sobota, 5 grudnia 2009

Wiersz

WROCŁAW 08.06.2004


ESENCJA


SZUKAJĄC SŁOWEM

MYŚLĄ I OKIEM

ESENCJI ŻYCIA



SPOTYKAM SZLAM

LUDZKĄ GŁUPOTĘ

BRAK DO ODKRYCIA



SŁUCHAJĄC RYTMU

I ZROZUMIENIA

ZNAJDUJE FAŁSZ

NIEDOMÓWIENIA



KIEDY TAK BIEGNĘ

PRZEZ PLANETĘ

MIJAJAC MILIARD

LUDZKICH OCZU



NA PRZEKÓR

KRWI

BÓLOWI

ŚMIERCI

SPOTYKAM

MIŁOŚĆ

NA UBOCZU



DO SERCA

WPADA

MORZE ŁEZ

TYCH NIESPELNIONYCH

TYCH SAMOTNYCH



BY WYBIĆ ŹRÓDŁEM

KTÓRE JEST

NADZIEJĄ PIĘKNA

OŻYWIONYCH



W KASKADZIE

MYSLI POGRĄŻONA

KŁADĘ SIĘ

NA PUSTYNI

ROZPALONEJ



ODKRYWAM WIARĘ



Z ZIARENEK PIACHU

SKŁADAM LITERY



PATRZY

PUSTYNIA

i WYRAZ CAŁY

KRZYCZY:

JESTEM DOSKONAŁY



ZIARNA ROZCHYLAJĄ SIĘ

NICZYM ONA

Z GŁĘBI

SUSZY WYNURZA SIĘ

STUDNIA UTRAPIONA



CZEKAŁA TYSIACLECIA

AŻ KTOŚ JĄ

ODKRYJE

AŻ CZŁOWIEK

SWOJE MYSLI

NADZIEJE

OBMYJE



CZEKAŁA NA PIELGRZYMA

A KIEDY NADSZEDŁ

ZIARNA UFORMOWAŁY

LITERY

A TE WYRAZY

PIACH STWORZYŁ ZDANIE

A ZDANIE- MYŚLI

MYŚLI-TĘSKNOTĘ

TĘSKONOTA-PIELGRZYMA



WTEDY PUSTYNIA

ZAŚMIAŁA SIĘ

I ZAPŁAKAŁA

KRZYKNĘŁA DO

WĘDROWCA



JESTEŚ CZŁOWIEKIEM

NADZIEJĄ

MATEMATYKIEM

MORDERCĄ

FILOZOFEM

INNOWIERCĄ



JESTEŚ CIERPIENIEM



JESTEŚ

JEDYNYM WIELKIM

NATCHNIENIEM













Izabela S.

piątek, 4 grudnia 2009

Piernik cioci Janci


Na wstępię chcę przywitać wszystkich nowych pasażerów Statku Butterfly:
WITAJCIE!
Bardzo się cieszę, że przyłączyliście się do tego rejsu, bo ta podróż wymierzona jest w kryzys, smutek i wszystko co złe na tym świecie. Zainteresowanych informuję, że statek nadal trzyma kurs na kulinarną przeszłość Polski, ale w każdej chwili może zawinąć do portu słonecznej Italii, czy Indii. To zależy też od Was. Jeżeli będziecie chcieli dla kogoś bliskiego zrobić magiczną kolację lub ciepły obiad służę pomocą i natychmiast zmieniam kurs na Wasze życzenie.

Wracając do starego wolumenu, znalazłam w nim dziś kartkę zapisaną ręką cioci Janci. W tytule widnieje "Piernik". Charakter pisma staranny, literki kształtne a brzuszki w nich okrągłe. Jak po sutym posiłku.
Oto piernik:
3 całe jajka utrzeć z 1 i 1/2 szklanki cukru
1 szklanka śmietany kwaśnej
1/2 kostki margaryny ( proponuję masło, w komunie go brakowało i stąd pewnie ta margaryna)
1/2 kg mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2 paczki przyprawy do pierników
karmel z 3/4 szklanki cukru - cukier przepalić na brązowy kolor i rozpowadzić 1/2 szklanki wody

Przepis nie zawiera opisu przygotowań. Robiłam już pierniki, spróbję więc domyślić się kolejności.
Najpierw ucieram jajka z cukrem. Do masy dodaję masło i śmietanę i znów ucieram na gładko. Powoli dosypuję mąki i na koniec soda oczyszczona oraz przyprawa do pierników. Mieszam wszystko znowu. Przygotowuję karmel i dodaję, na koniec orzechy mogą być włoskie lub migdały. Blaszkę smaruję masłem i obsypuje bułką tartą. Przekładam ciasto do foremki i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ? I tu pytanie. Myslę, że na około 40-45 minut. Muszę wypróbować ten przepis, żeby mieć pewność. W każdym bądź razie stan upieczenia ciast zawsze sprawdzam następująco: wyciągam foremkę z piekarnika, wbjam delikatnie w ciasto wykałaczkę, lub zapałkę i wyciągam. Jeżeli na drewnie nie ma przyklejonych fragmentów ciasta, ciasto gotowe. No i ważne.Piernik po upieczeniu musi postać około 2 tygodnie, aby zmiękł. Myślę, że z tym przepisem jest podobnie. Dla tych co nie lubią zbyt słodkich deserów polecam zmniejszenie ilości cukru z 1 i pół szklanki do 1 a nawet 2/3,bo duża ilość idzie jeszcze dodatkowo na karmel. Pozdrawiam

czwartek, 3 grudnia 2009

Pasta z ryby i twarożek z 1979 roku - Wieczór Wrocławia

Wieczór to dobry czas na spędzenie go ze starą księgą wypchaną szpargałami przeszłości. Fragmenty gazet i kalendarzy z różnych lat oprócz przepisów zawierają naprawdę zabawne rzeczy. W jednym z wycinków napotkałam propozycję śniadaniową a ponieważ za oknami ciemno, więc można ją jutro rano wypróbować. Fragment pochodzi z Wieczoru Wrocławia, nr 9, piątek-niedziela 12-14 stycznia 1979 roku.
cyt:

"Na pierwsze śniadanie
Pierwsze śniadanie jest podobno najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia i dlatego nie możemy go pomijać w naszym codziennym jadłospisie. Poranny pośpiech wcale nas nie tłumaczy , bo jedną trzecią pierwszego śniadania można sobie przygotować już wieczorem. Dziś więc podamy kilka łatwych i szybkich przepisów a przyrządzanie rannych przekąsek.

Pasta z wędzonej ryby

3/4 kg wędzonego dorsza, 3-4 cebule, szczypior i 3/4 szklanki majonezu. Rybę obieramy dokłądnie ze skóry i ości, pepuszczamy przez maszynkę do mięsa i mieszamy z majonezem i posypujemy z wierzchu drobno pokrojoną cebulką. Taka pasta nadaje się świetnie na kanapki a ma taką zaletę, że można ją przygotować poprzednieg dnia. 

Twarożek

25 dkg chudego twarożku, 4 pełne łyżki startej drobno na tarce marchewki, sól, 4 łyżki śmietany, odrobina cukru, łyżka zielonej pietruszki. Twarożek rozcieramy w misce, dodając po łyżce - śmietanę i marchewkę. Doprawiamy do smaku solą i cukrem i drobiną soku z cytryny a na wierzchu posypujemy pietruszką. Ta pasta jest bardzo bogata w prowitaminę A. "

Pamiętam pastę rybną na kanapach, kiedy byłam dzieckiem. Bardzo ją lubiłam i do dziś robię ją w domu. Wprawdzie jestem bardzo zaskoczona ilością produktów użytych w tym przepisie, czyli prawie kilogram ryby i proponuje użyć mniej. Przelicznik względem majonezu zastosowano prosty 3/4 kg ryby na 3/4 słoika majonezu. Jeśli więc będziemy mieli 1/2 ryby wędzonej, to używam 1/2 szklanki majonezu. I polecam również inne gatunki wędzonych ryb do tej pasty. Będzie smaczna z makrelą, wędzonym śledziem, halibutem i in. Jak na mój smak na 1/2 kg ryby wystarczą dwie średnie cebule, szczypiorek, sól i pieprz. Wyfiletowaną rybę nie trzeba tez przepuszczać przez maszynkę, wystarczy rozgnieść w miseczce widelcem, dodać majonez, cebulkę, przyprawy i wymieszać. Ja dodawałam też czasem dla odmiany posiekane dwa jajka na twardo. Smarować chrupiące pieczywo pastą, posypaną po wierzchu szczypiorkiem. Pycha.

NIe wytrzymam i muszę Wam przytoczyć mały artykuik, który znajduje się tuż nad przepisem w starym Wieczorze Wrocławia.

cyt: " Skarpteki a charakter
Pewien angielski psycholog z Londynu wykazał ostatnio, że najbardziej zdardzają charakter mężczyny skapetki, które nosi. Jeśli wybiera on skarpetki w kratkę - wiadomo, że jest w swych poglądach konserwatywny, jeśli zaś w podłużne paski - zbyt czuły na wdzięki kobiet.
Skarpetki w żywych kolorach  we wzorki świadczą o zbyt małej pewności siebie i wynikających kompleksów skłonności do despotymu, zwałaszcza wobec podwładnych. Zaś skarpetki popielate wskazują na romatyczną, poczciwą naturę."

Brak autorów artykułów.

A teraz ode mnie moja ulubiona pasta:
Z reguły powstaje z resztek obiadowych.

"PASTA Z KURCZAKA"

Składniki:
Mięso z kurczaka z rosołu, lub resztki z pieczonego, który został po obiedzie. Może też być inny drób jak indyk, czy kura,pozostała w nadmiarze z rosołu. Ilość na oko.
majonez - proporcje jak w paście rybnej: na 1/2 kg drobiu, 1/2 dużej szklanki majonezu. Pasta nie może być zbyt zwarta, więc dodajcie tyle majozenu, aby była puszysta.
1 duża cebula na 1/2 kg drobiu
sól i pieprz do smaku

Mięso posiekać drobno tasakiem, przełożyć do miseczki, dodać majonez, posiekną drobno w kosteczkę cebulę i sół z pieprzem do smaku. Wymieszać, zajadać. Proste, ale naprawdę przepyszne. To ulubiona pasta mojego męża. Jejku, zrobiłam się głodna a nie jest to dobry czas na jedzenie

środa, 2 grudnia 2009

Kuchnia polska i ciocia Janina

DLA TYCH CO JESZCZE NIE CZYTALI... POCZĄTKI
Przede mną zakurzona księga, wolumen ponad 700 stron. Na stronie tytułowej czytam: " Kuchnia polska", Warszawa 1956, Polskie Wydawnictwa Gospodarcze. We wstępie znajduję: cyt: " Zdrowie, tężyzna fizyczna i tzw. samopoczucie są w dużej mierze wynikiem sposobu odżywiania się. Fakt ten niezaprzeczalnie potwierdziły i potwierdzają tysiące przykładów zarówno z obserwacji praktycznych, jak i ścisłych badań naukowych przeprowazdonych nad rolą i znaczeniem żywienia dla człowieka. Tak więc główną troską o zdrowie człowieka jest m.in. zapewnienie mu odpowiedniego, pełnowartościowego wyżywienia."
Ta książka była moją pierwszą. To z niej uczyłam się gotować, ale tajniki sztuki poznawałam również w oparach kuchni mojej babci i mamy. Książka była spadkiem pośmiertnym od cioci Janiny dla mojej mamy. Ciocia Janka przez całe życie fascynowała się sztuką kulinarną. Wiedziała, że moja mama też uwielbia gotować. Przed śmiercią zapisała więc w testamencie książkę kucharską wraz ze wszystkimi wycinkami, które zbierała. Czy to nie piękny gest? Kto dziś przekazuje w testamencie książki, wraz z wycinkami z gazet i kalendarzy, zbieranych przez całe życie. Ta książka jest dla mnie skarbem, ponieważ wraz z nią przekazana została pasja. Przewracam kilka stron w książce, wypada pierwsza kartka z kalendarza.
Data 28 luty, sobota, imieniny Makarego i Romana. Rok... 1976. Pod datą wiersz:
"Kiedy kwiaty przyszłą wiosną
Tam na wzgórzu znów porosną, Tam po wzgórzu zmierzchnią dobą Ja nie wrócę błądzić z tobą! Kiedy księżyc nocą ciemną Błyśnie srebrem na wód grabie, Będziesz wołał nadaremno - Nie odpowiem ja już tobie!" Z. Krasiński Całe życie nie wierzę w zbiegi okoliczności, trudno mi więc uwierzyć i w ten, że akurat taki cytat widnieje na tej schowanej i zapomnianej przez lata kartce z kalendarza Cioci Janci. Ciocia wydrała kartkę i schowała w swojej książce dla fragmentu, który znajduje się na odwrocie: " Solne ABC Czy wiesz, że szczypta soli: Utrzymuje świeżość mleka? Wydobywa zapach z gotujących się jabłek i zmiękcza je szybciej. Przyspiesza ubijanie śmietany i białek na krem. Dodaje smaku kawie i herbacie. Odkwasza rabarbar i pozwala na użycie mniejszej ilości cukru. Podnosi smak czekoladowy w kremach i tortach. Zapobiega pękaniu jajej gotowanych. Dodaje smaku melonom, pomarańczom i grapefruitom ( oryginalna pisowania)" Wkrtótce potem odeszła. Książkę przyniósł do domu jej mąż, Wujek Tadeusz zwany "Głuchym", bo bardzo źle słyszał. Powiedził, że jej wolą było przekazanie mojem mamie "Kuchni polskiej", która dla niej była bardzo cenna. Ciociu, dziekuję Ci za tę książkę i za to, że zbierałaś takie rzeczy. Dzięki temu mogę teraz rozpocząć podróż do przeszłości śladami naszej kuchni...