Wiecie jak trafia jedzenie i skąd trafia do sklepu? Jak żyją zwierzęta i jak giną, zanim trafią na nasze stoły? Nasz konsumpcjonizm na masową skalę, mania spędzania czasu w supermarketach na zakupach, kupowanie jedzenia na dotąd niespotykaną skalę stworzyło gigantyczne ośrodki, które muszą nadążyć z dostarczeniem żywności na sklepowe półki. Niszczy się drogocenne lasy i dżungle, by stworzyć nowe tereny pod infrastrukturę przemysłu, buduje coraz większe zakłady przetwórstwa mięsnego, coraz większe fermy dla kurczaków. Coraz więcej i więcej. Oznacza, że trzeba zmniejszyć koszty produkcji przy jej optymalnym zwiększeniu. Co dla zwykłej masarni oznacza zmniejszenie kosztów? Ograniczenie praw zwierząt i ich jakości życia. Dziś życie wspomnianego wieprza wygląda zupełnie inaczej niż 30 lat temu. Rodzi się i umiera w Wielkiej Fabryce Śmierci. Jego życie trwa krótko, raptem kilka miesięcy, rok to już szczęście i los na loterii. Wieprz żyje w olbrzymiej chlewni z setkami, tysiącami innych wieprzy. Od dnia narodzin jest karmiony specjalnymi, modyfikowanymi paszami, które w krótkim czasie mają zamienić wieprza w rzeźnego tucznika. Ten biedny wieprz najczęściej przed śmiercią może ani razu nie nabrać w płuca świeżego powietrza, bo może się zdarzyć, że nigdy nie zostanie wypuszczony ze swojej chlewni- więzienia. Los kurcząt i gęsi jest jeszcze straszniejszy. Oderwane od matek, sztucznie nagrzewane, wykluwają się do obcego świata, gdzie super zautomatyzowane zakłady, poniewierają nimi przerzucając z taśmy na taśmę, do klatek, z klatek na rzeź i tak cykl się powtarza. Gęsiom wmusza się wpychając z podajnika automatycznego na siłę jedzenie wprost do gardła, aby ich wątroba była przerośnięta. Oczywiście nie w każdym zakładzie tak żyją zwierzęta. Niestety masowa produkcja powoduje, że coraz częściej tak torturowane są zwierzęta w imię rachunku ekonomicznego. Nie zapominam oczywiście o tych wspaniałych ludziach, którzy podjęli trud produkcji ekologicznej i chylę przed nimi czoło, bo jest to wielki trud, utrzymać i hodować zwierzęta w systemie unijnego gospodarstwa ekologicznego. Mam jednocześnie nadzieję, że zwiększając swoją świadomość coraz częściej zaczniemy wybierać produkty oznaczone symbolem EKO, który nie tylko oznacza, że kupujemy naprawdę zdrowy produkt dla nas i naszej rodziny, bez ulepszaczy i chemii, ale jest również symbolem godnego życia zwierząt w takim gospodarstwie. To od nas konsumentów zależy jak wiele powstanie gospodarstw ekologicznych, ponieważ, by dać im szansę istnienia, my musimy zmienić swoje przyzwyczajenia. Poczynając od robienia zakupów i ilości kupowania, poprzez zwiększenie świadomości, że taniej nie oznacza dobrze. Produkty pochodzące z gospodarstw Eko są droższe, bo ich produkcja jest droższa. Dam prosty przykład na jajkach, żeby pochodziły z chowu wolno wybiegowego, gospodarstwo musi stworzyć dla nich takie zielone wybiegi, gdzie kurki będą sobie chodziły i skubały tu i ówdzie. Oprócz tego musza mieć dach nad głową i ciepłe przyjazne wyściełane grządki, w których będą znosić swoje jaja. Tym samym jest to droższe, niż trzymanie po kilka kur w klatkach w zamkniętych budynkach przez całe życie. Nie piszę tego po to, by sprawić Wam przykrość, czy wzbudzić wyrzuty sumienia. Nie namawiam do wegetarianizmu, bo sama nie jestem wegetarianką. Proszę tylko, zanim napełnicie koszyk po brzegi jedzeniem w hipermarkecie, abyście się zastanowili, czy naprawdę, aż tyle jesteście w stanie zjeść? Czy też połowa z tych produktów ostatecznie znajdzie się w śmietniku. Wtedy chciałabym, aby ten wyrzut sumienia był, że wyrzucacie nie szynkę a kawałek świni, nie kurczaka a jego zmarnowane życie. Na śmietnik. To nie jest nasza wina, że tak żyjemy. Daliśmy się wciągnąć w pewien system zachowań, nie mamy zapracowani od świtu do nocy czasu na analizę. Wpadamy do sklepu i napełniamy kosze, bo tak chyba odreagowujemy stres. Odcięci coraz bardziej od przyrody, natury, przestaliśmy pięć plastrów szynki zamkniętej w hermetycznych foliach odbierać jako Życie.
Zdjęcie pochodzi ze strony mojafotografia.pl
Butterfly i prośba do czytelników
To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)
autor: Izabela Sikorska
autor: Izabela Sikorska
piątek, 5 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
chciałabym nie łaknąć, o ile życie byłoby łatwiejsze!
OdpowiedzUsuńczłowiek człowiekowi wilkiem... trudno wtłuc ludziom humanitaryzm dla zwierząt, jeżeli tak naprawdę nie jest stosowany pomiędzy ludźmi.. ja nie wyrzucam jedzenia, aby tak sie nie działo zapodałam sobie domowych stworzeń razy 3 (pies + koty szt.2) poza tym większość podstawowych zakupów robię właśnie u sąsiadów, którzy świadomie czy nie prowadzą gospodarstwa eko.. tradycyjnie, po rodzicach, dziadkach, jak dawniej, dlatego tabuny kur, tudzież innego drobiu, pięknych długobrwistych krówek spaceruje po ogrodach.. czasem jadąc samochodem można się natknąć na stado kwiczących uciekinierów.. dlatego noga z gazu.. wiem brzmi to jak fikcja literacka ale naprawdę mieszkam w miejscu gdzie jeszcze słychać pianie kogutów rankiem, gdzie koń to nie wirtualny obraz, a krowy naprawdę istnieją.. wprawdzie znajomi czasem zachowują się irracjonalnie łażąc z kamerą za jakąś mućką.. ale to właśnie odzwierciedla to gdzie zmierzamy.. mała anegdotka na zakończenie: parę lat temu znajomi jechali do mnie na imprezę, z dziećmi, przy drodze pasła się krowa..norma, nagle córka do tatusia: tatusiu, tatusiu jaki ładny konik;-) no nic dodać nic ująć;-) ups. ale się rozpisałam;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Margo, łaknienie to pragenienie. Jest naszym motorem działania. Ale... W granicy, nie wiem jak to dobrze nazwać. Dobrego smaku?
OdpowiedzUsuńjazz.. znów mi się wydaje, że wczoraj rozmawiała zTobą w korytarzu. :-) MIeszkam w takim miejscu jak Ty, bo uciekłam z miasta. Czyli krowy, konie, kury pus dzikie zwierzęta, które kradną jedzenie.
OdpowiedzUsuńhmmmm to musiałby być baaaaaaaaaaaaaaardzo długi korytarz;-) bo ode mnie aż do Ciebie;-) ale może kiedyś... porozmawiamy.. nigdy nic nie wiadomo;-)
OdpowiedzUsuńO dzikich zwierzętach nawet mi nie mów, mój pies potrafi czasem pół nocy kłapać dziobem na lisy, które najzwyczajniej robią sobie z niego jajo, łażą za ogrodzeniem krokiem spacerowym, pusząc przed jego nosem swoje kity...
Pozdrawiam;-)
Mam tu takiego małego złodzieja, Jożina. NIedługo się obudzi i znów będzie kradł jedzenie mojemu kotu i rozrywał worki na śmieci. To nasz jeż, mieszka z nami już jakiś czas. Jest na tyle bezczelny, że pottrafi nawet wejść za próg domu. POzdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMądre. Pytanie tylko czy ludzie którzy żyją byle jak są w stanie szczerze przejmować się tym jak żyje "ich jedzenie" na etapie przed supermarketem...
OdpowiedzUsuńCoś wątpię.
Nie wszyscy żyją byle jak, są tacy, którzy są świadomi i tacy, którzy dopiero uczą się tej świadomości. Każdy z nas chwilami jest byle jaki. Ja też. Ale mówienie tym, myślenie powoduje krok do przodu. Milczenie też nie jest dobrym wyjściem, bo to oznacza pogodzenie się ze wszystkim.
OdpowiedzUsuń