Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia włoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia włoska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 czerwca 2014

Tarta genueńska z truskawkami i galaretką.

Autor: Katarzyna Wrońska
Żaden szanujący się sezon truskawkowy, nie może obejść się bez tego ciasta.
Pyszny genueński spód czasem zastępuję, nie mniej pysznym, spodem kruchym, ale koncepcja generalna nie ulega zmianie. Takie zestawienie wszystkim smakuje. Przepadają za nim dorośli i dzieci.
DZIŚ ZAPRASZAM NA: TARTĘ GENUEŃSKĄ Z TRUSKAWKAMI I GALARETKĄ

czwartek, 29 maja 2014

Penne z pesto pietruszkowo-tymiankowym. Witaminowa bomba smaku.

Makaron z pesto z natki pietruszki.
receptura: Izabela Sikorska-Garbień 
Sezon na wiosenne warzywa w pełnym rozkwicie. Korzystajmy więc z dobrodziejstwa, które ofiarowuje nam teraz matka Ziemia. Jedzmy warzywa, bo są bombą witaminową. Dziś królową będzie natka pietruszki! Natka jest źródłem wielu witamin m.in. A i C oraz składników mineralnych. W jednym pęczku jest aż 5 mg żelaza. To również bogate źródło wapnia, magnezu i potasu. Oto prosty przepis na danie błyskawiczne z wykorzystaniem tego cudu natury.
czytaj przepis: http://smakdoskonaly.pl/makaron-z-pesto-pietruszkowo-tymiankowym/

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Gotujmy z dziećmi! Przedszkolak i pizza.

Dajmy dzieciom pogotować! Przedszkolak zdradza swój przepis na pizzę.
Wciągając dzieci do kuchni, gotując z nimi, uczymy ich szacunku do jedzenia i kultury wspólnego przygotowywania i spożywania posiłków. A ile przy tym frajdy i zabawy dla samych dzieci. Piotruś ze zdjęcia, dał popis własnych wariacji na temat składników umieszczonych na pizzy.Posmarował ciasto kremem z pomidorów, dodał szlotkę, pieczarki, mozarellę, szynkę a na koniec posypał oregano.Taka "dzieciowa" pizza. Była pyszna. Gratulujemy Panie Piotrusiu!
CIATO NA PIZZĘ:
400 g białej mąki chlebowej
100g drobnej maki z semoliny
1 saszetka suchych drożdży ( 7g)
1 łyżeczka soli morskiej
1 łyżeczka cukru pudru
ok. 300 ml letniej wody

Do szklanki wlewamy 100 ml wody, dodajemy cukier i drożdże. Miezamy i odstawiamy na 7 minut. Na stolnicę wysypujemy mąkę i sól, robimy zagłębienie, dodajemy drożdże ze szklanki. Okręznymi ruchami zagarniamy mąkę i mieszamy składniki. Zagniatamy ciasto ok. 10 minut, często rozciągając je aż bedzie gładkie i sprężyste. Odstawiamy na 15 minut w temp. pokojowej. potem dzielimy na 3 części, każdą wałkujemy na cienki placek. Znowu zostawiamy na ok. 20 minut. Teraz możemy wrzucać na ciasto ulubione składniki i do piekarnika na 250 stopni. Kiedy pizza bedzie rumiana - gotowe. ZAPROŚCIE SWOJE DZIECI DO KUCHNI I DO ZABAWY :)))

czwartek, 16 sierpnia 2012

Ketchup domowy. Do steków i nie tylko!

Zamykam oczy i wciąż widzę Toskanię. Jakoś po powrocie nie mogę do siebie dojść. Myślami wciąż jestem tam a powinnam się skupić na pracy i jakoś mi nie idzie. Pierwsze klika dni mieszkaliśmy w Marina di Pisa, przy morskiej promenadzie w Pizie. Wynajęliśmy klimatyczne mieszkanie w 200-letniej kamienicy z widokiem na morze.


A najwspanialsza w tym mieszkaniu poza pieknym widokiem na morze, była kuchnia.


Powracając do ketchupu. Zrobiłam go i podałam wraz ze stekami z grilla, z poprzedniego posta. ale oczywiście taki sos pomidorowy nadaje się do wszystkiego, również do serów.

POTRZEBUJEMY:
-1 KG pomidorów koktajlowych ( najlepiej truskawkowe, muszą być słodkie)
-2, 3 łyżek od zupy octu białego, winnego
-1 łyżka cukru brązowego
-sół morska,
-1, 2 łyżki oliwy z oliwek
-świeża bazylia
- opcjonalnie parmezan

Umyte pomidory, przekrojone na pół wrzucamy do garnka i solimy. Przykrywamy i gotujemy aż zaczna sie rozpadać. Dodajemy ocet winny,cukier. Sprawdzamy, czy smak jest zrownowazony ( muszą być delikatnie i słodkie i kwaśne). Liście bazyli ( 3 łyzki) rwiemy na drobne kawałki i dodajemy do sosu. Mieszamy i siągamy z gazu. Kiedy sos trochę przestygnie, przeciarmy go przez sito, dodajemy łyżkę oliwy, mieszamy. Jeśli trzeba solimy i pieprzymy do smaku. Można dodać tarty parmezan. Wtedy sos bedzie bardziej wyrazisty. Ketchup bez sera, po przełożeniu do słoika, może stać w lodowce do 14 dni. Ten z parmezanem do tygodnia.Mozna go uzywać do mięs, grillowanych warzyw,hamburgerów. SMACZNEGO.



niedziela, 12 sierpnia 2012

Mule po włosku. Kuchnia włoska.

Jeszcze słyszę szum fal, wieczorną grę cykad w winnicy a przed oczami mam strzeliste góry, które żegnały zachodem słońce. Tyle było książek i filmów o Toskanii. Jaka jest naprawdę, trudno opisać od tak, po prostu. Dwa tygodnie to zbyt mało, by poznac Toskanię, ale wystarczająco dużo by ja powąchać i posmakować, a raczej rozsmakowac się w niej na tyle, by na zawsze zapragnąć Toskanii i ciagle tam wracać.
Na początek to, co ugotowałam na prośbę moich przyjaciół, posród dojrzewajacych winogron. Świeże, zywe mule są oczywiście dostepne wszędzie. Kupicie je w porcie wprost z kutra od rybaków za 3, 4 euro za kilogram, lub w kazdym dużym sklepie spożywczym nawet za 2,5 euro za kilogram. Zalety są dwie tych muszli: pierwsza to oczywiście pierwsza klasa świeżości, druga, że to małże morskie, o wiele smaczniejsze od tych hodowlanych. Co niesie ze sobą pewien wysiłek, bo trzeba je dokładnie oczyscić z wodorostów i innych narośli. Ale warto się troszke pomęczyć! POTRZEBUJEMY: 1 kg żywych muli ( czarne, duże muszle) 2 bardzo dobrej jakości przecierów pomidorowych ( ze szklanej butelki, najlepiej włoskich) 3 gałązek naci selera naciowego ( duzych) 3,4 zabki czosnku 1 duża biała cebula 3,4 liscie laurowe, 8 ziaren ziela angielskiego szklanka białego, wytrawnego wina oliwa z oliwek extra virgin sól i pierz do smaku chrupiąca bagietka do podania
Mule umyć i oczyścić. Otwarte muszle wyrzucić. Do głębokiego garnka wlać ok 50 ml oliwy, rozgrzać, dodać posiekany drobno czosnek, potem pokrojona w kostke cebulę i na koniec seler naciowy, również pokrojony w kostkę. Smażyć warzywa, aż stana się szkliste, ale nie brązowe !!! DODAĆ BIAŁE WINO. Wlać przecier pomidorowy ze świeżych pomidorów, dodac liście laurowe i ziele. Zagotować. Gotować ok 10 minut. Na wrzący sos wrzucić małże. Gotować tak długo, aż się otworzą. Na koniec doprawić solą i pieprzem z młynka. Podawać jak zupe w miseczkach z chrupiacą bagietką, lub chlebkiem ciabatta. Mozna przystroich liśćmi selera. SMACZNEGO!!!

piątek, 21 października 2011

Kremowa zupa z dyni.

Sezon dyniowy otwarty na całego. Skoro już taki urodzaj dyń mamy, to warto by było coś z tej dyni przyrządzić. Ja zrobiłam ostatnio krem z dyni, smaczną zupę, która obecna jest również w kuchni włoskiej. Zupa jest bardzo prosta i smaczna.

POTRZEBUJEMY:
- Jednej dyni, ale niedużej ( 1kg-1,5)
- 2 średnich cebul
- 4 ząbki czosnku
- 2-3 litry wywaru z mięsa, lub rosołu.
- 1 dużej pomarańczy
- garść świeżego tymianku, lub 1 łyżka suszonego
- parmezan do posypania
- 2, 3 łyżki oliwy z oliwek
- opcjonalnie łyżka śmietany i grzanki

Cebulę kroimy w piórka, czosnek w drobna kostkę. Rozgrzewamy oliwę w rondlu. "Szklimy" cebulę i czosnek. Dodajemy pokrojoną w kostkę dynię. Jeszcze chwilę smażymy i zalewamy wszystko wywarem. Można uzupełnić wodą. Wyciskamy sok z pomarańczy, i ścieramy jej skórkę. Sok i skórkę dodajemy do zupy.Świeży tymianek, kilka gałązek wrzucamy do garnka. Część zostawiamy do posypania gotowej już zupy.Gotujemy około 1 godziny do 1,15. Kiedy dynia jest miękka odcedzamy ją i miksujemy blenderem. Łączymy masę z płynem zupy.Mieszamy i gotowe. Teraz do miseczek, posypcie świeżym tymiankiem. Mozna dodać grzanki i tarty parmezan.
SMACZNEGO

środa, 16 lutego 2011

Sałatka z łososia

Z gotowaniem coraz trudniej, bo i z czasem niełatwo nadal. Ostatnio z potrzeby zjedzenia czegoś smacznego zrobiłam szybką sałatkę na kolację. Inspirowałam się kuchnią włoską.

Potrzebujemy

- łososia wędzonego lub carpaccio z polędwicy z tuńczyka
- sałata roszponka ( może być rucola, lub inne liście sałaty)
- cebula szalotka lub zwykła polska
- pomidory koktailowe lub truskawkowe
- świeżo tarty ser parmigiano lub grana padano
- karmelizowany ocet balsamiczny
- oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia
- świeżo mielony pieprz - mieszanka 5 pieprzów
- świeżo mielona sól morska lub himalajska, różowa

Rozkładamy cieniutko pokrojona rybę na półmisku, posypujemy roszponką, cienko pokrojoną cebulką, pomidorami krojonymi w połowki. Skrapiamy odparowanym na patelni octem balsamicznym ( tak powstaje krem balsamiczny )oraz oliwą. Przyprawiamy solą i pieprzem zmielonymi w młynku. Pycha :) Smacznego!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Miłość w kuchni...na stole ;) Cielęcina i po włosku i po węgiersku.

...dziś na stole w mojej kuchni...Cielęcina.

Jean-Paul Sartre
"Kto wierzy w dobroć człowieka, ten stwarza dobroć w człowieku."

Długo mnie nie było. Praca, dom, praca,dom i tak 24 h ale jak wyżej wierzę...nie tylko w dobroć ale i w Was, że cały czas jesteście ze mną. Już wkrótce częściej będę publikować :) to od czego my tu zaczęliśmy...ach cielęcina!



POTRZEBUJEMY:

- 1kg łopatki cielęcej
- zimą: 2 puszki pomidorów
- lub 1,5l dobrego włoskiego przecieru pomidorowego
- 3 duże zęby czosnku
- 1 średnia cebula
- 2 białe części pora
- 1 plaska łyżka kminu rzymskiego
- 1 plaska łyżka pieprzu cayenne
- 2 chochle wywaru wołowego
- 2 łyżki mąka pszennej
- 4 łyżki oliwy z oliwek pierwszej jakości

Najpierw rozcieramy w moździerzu kmin i pieprz cayenne.
W rondlu rozgrzewamy oliwę. Dodajemy pokrojony w kostkę czosnek i cebulę oraz białą część pora posiekanego w półksiężyce. Dodajemy zmiażdżone przyprawy. Podsmażamy. Jeżeli używamy pomidorów dodajemy je teraz. Mięso kroimy na takie kawałki, jak na gulasz.Mieszamy w misce razem z mąką. Dodajemy do zeszklonych warzyw. Rumienimy chwilę i wlewamy wywar wołowy oraz przecier pomidorowy. Zagotowujemy, zmniejszamy ogień, przykrywamy garnek pokrywką i gotujemy na wolnym ogniu około 1,5 godziny.
Na koniec przyprawiamy do smaku świeżo zmieloną solą i pieprzem.
Podajemy z pure, lub tortilla oraz sałatką z duszonego na maśle szpinaku z czosnkiem. Sałatka według uznania :) Najlepiej smakuje...Wiecie z kim :)
SMACZNEGO!

wtorek, 10 sierpnia 2010

Bruschetta, wybory i emigranci.

Dźwięk tramwaju obudził mnie ze snu. Natychmiast po nim dotarł zapach. Ten sam, jak co dzień: czosnek i kawa. Była siódma a już czułam, że na zewnątrz panuje straszny upał. Zamknęłam okna i włączyłam klimatyzację. Uchyliłam drzwi do pokoju. To był znak dla pani, że może wnieść śniadanie. Odłożyłam starannie wszystkie słodkości na bok i wzięłam filiżankę z kawą. Trzeba się zbierać. Przed nami 5 km podróży do polskiej ambasady. Zagłosujemy i wtedy pojedziemy nad morze. Do robotniczej dzielnicy. Ponoć tam należy szukać wspaniałych rzymskich knajp, które oferują domową kuchnię.
Pięć godzin zajęła nam wyprawa i głosowanie. W piekielnym upale, 41 stopni w cieniu. Szliśmy przez dwa rzymskie wzgórza, szukając cienia drzew i hydrantów z wodą. Co kilkanaście minut siadałam w cieniu, by odetchnąć. Sukienka oblepiała moje ciało. Dobrnęliśmy do parku. Tylko on dzielił nas już od ambasady. Po środku alejki orkiestra we frakach grała piękną muzykę. Jej dźwięki rezonowały z falującym od gorąca powietrzem. Tuż na przeciwko orkiestry rozpościerała się wspaniała panorama Rzymu. Byliśmy na jednym z siedmiu wzgórz, na którym wybudowano to boskie miasto. Widok zapierający dech, ta muzyka, upał... Czułam się jak w mirażu. Część zewnętrznego świata, wydawała się być nierealna. Tak tu pięknie. Za każdym zakrętem, drzewem... Czai się architektoniczne dzieło sztuki.  Zwykła bursa, centrum jakieś tam, willa... Prawie każdy budynek jest piękny. Otoczony kwiatami, fontanny. Co trzeba mieć w sercu, by tworzyć takie rzeczy, by w taki sposób uszczęśliwiać pokolenia? Operę?
Po długiej drodze, która rozpuściła podeszwy moich sandałów, dobrnęliśmy do celu. Kolejka masakryczna. Dużo duchownych z Watykanu. Ale naród raczej milczący. To było smutne. Weszłam na chwilę do Polski, myśląc, że sobie porozmawiamy, zagadniemy do siebie. Nie. Długa kolejka milczących ludzi, podejrzliwie na siebie patrzących: "A Ty na kogo? No na kogo zagłosujesz?". Wrzuciłam głos i wyszłam bardzo smutna. Nie ma solidarności w narodzie, jest gorzej, niż było. Podział się wzmacnia, to wszystko przestaje mieć związek ze zdrową demokracją. Nie, nie chcę teraz o tym myśleć. Chcę znów jeszcze przez chwilę, zanim dopadnie mnie rzeczywistość mojej ojczyzny, cieszyć się pięknem. Polska nie zmieniła się od rozbiorów.
Metro! Pod ziemią znacznie chłodniej. Ufff... Jaka ulga. Jedziemy nad Morze Tyreńskie. Plaża! Hurra! Wpadam do morza niczym z procy. Boże, jaka ulga. Jak cudownie chłodno. Panowie o innym kolorze skóry co chwilę przechodząc plażą, namawiają do kokosa z lodu, drinków, chłodzonych melonów i arbuzów. Na horyzoncie żaglowce. Cudownie.. Jednak obserwując mężczyzn żal ściska mi gardło. Jest 41 stopni w cieniu! Oni w ubraniach, targają za sobą swoje wózki wypełnione napojami i przekąskami. Jednego z nich spotkam w drodze powrotnej w metrze. Będzie siedział na ziemi z wyczerpania, smutny, samotny... Emigrant o innym kolorze skóry.
Zaczynam być głodna. Choć w ustach wciąż niesmak. Włoch z betonowego pieca wyciąga gorące grzanki: bruschetta!

Potrzebujemy:
- bułki krojone w poprzek, najlepiej ciabatta
- pomidory
- oliwę z pierwszego tłoczenia
- garść świeżej bazylii
- czosnek
- sól i pieprz
- mozarellę lub świeżo tarty parmezan

Grzanki opiekamy, gorące nacieramy ząbkami czosnku, skrapiamy oliwą i sokiem z wydrążonych z gniazd nasiennych pomidorów. Obrane ze skórki i wydrążone z nasion pomidory, kroimy w nieduże cząstki, kładziemy je na grzankach, posypujemy tartym parmezanem, lub pecorino, lub kładziemy mozarellę. Posypujemy listkami bazylii, skrapiamy całość oliwą, pieprz i sól do smaku. Kto lubi ostrzej,. może skropić przystawkę octem balsamicznym lub bianco. Pychota!
p.s. Wracając z wyborów spotkałam panią w meloniku. Podała mi świetny przepis na żur! O tym już w następnym poście.

piątek, 30 lipca 2010

Ossobucco, czyli dziura w kości cz.II

Kiedy wyszliśmy ze starożytności dopadł nas natychmiast zgiełk miasta. Upał stał się nie do wytrzymania. Usiadłam w cieniu drzewa i odmówiłam posłuszeństwa . - Dalej nie idę. Odpoczynek i coś zimnego do picia, bo skonam. - No co ty, już? - odrzekł mój ślubny, udając, że niby taki twardziel, że strużka potu to wcale mu nie spływa po skroniach, no niby to tylko moja fatamorgana. W Rzymie nadal była fala upałów. Podeszłam do przydroznego hydrantu, z którego urchomiono na czas upałów wodę źródlaną z podziemnych zasobów miasta. Było ich tu wiele. Otwarte na czas upałów, by nieść ulgę  ludziom. Piłam i pijłam. Potem cała się zmoczyłam. Właściwie, to weszłam pod kran. O Jezuuu... Jak dobrze.
- Chodźmy nad Tyber.Chodź, to już blisko. - prosił. I wstałam, jak na pustyni chwiejąc się na nogach, zrozpaczona, że opuszczm swoją oazę- miejski hydrant. Szlismy tak z pół godziny, szurając dosłownie nogami z gorąca. Nagle zza zakrętu wyłonil się Tybr. Był piękny, powietrze wokół niego bardziej znośne. Podeszłam do brzegu rzeki. Poczułam głód. Na dole, w przywalu było pełno fajnych knajp, ale wszystkie zamknięte. Pora sjesty, cholera! Przeszliśmy jeszcze kilkaset metrów i naszym oczom ukazała się Synagoga. - Posłuchaj, chyba dotarliśmy do zabytkowej dzielnicy żydowskiej. Tu są ponoć wspaniałe restauracje i oni nie mają sjesty!-NIe czekajać na jego reakcję zaczęłam mknąć uliczkami, na oślep, nie wiedząc nawe, czy juz weszłam do najstarszej dzielnicy żydowskiej w Europie. - I pisali, że Zydzi mają tu jedne z najlepszych knajp w mieście! Szybko! To tutaj. Zatrzymałam się, kiedy nad bramą jednej z kamienic zobaczyłam gwiazdę i napis: GETTO. Kluczyliśmy wąskimi uliczkami, szukając... Oazy smaku. Nagle, za zakrętem pojawiło się małe patio. Pięć stolików, białe obrusy, zielony powój. Stoły rozstawiono przy kuchni, z której dobiegał nieziemski zapach. - Siadamy.- zarządziłam. Czekamy juz 10 minut a tu nic. NIe ma kelnera. - Idź tam do nich do kuchni i powiedz, że my tu jesteśmy- poprosiłam. Wrócił po chwili. Za nim kelner. Wyskoki, szczupły mężczyzna około 45 lat. NIe był zadowolony naszą obecnoscią.  Podał karty. Na okładce, starej i wytartej było napisane: Restauracja Getto. Tradycyjna kuchnia Żydów w Rzymie. Chciałam zamówić zupę z wołowych ogonów, bo to tradycyjna zupa włosko-żydowska w Rzymie, kuchnia piątej ćwierci. Ale kelner był innego zdania. Właściwie to nie dał wyboru. Powiedział: - NO, NO. OSSOBUCCO!- i nie czekając na odpowiedź odszedł. Spojrzeliśmy na siebie bardzo zdziwieni. Nie przyjął naszego zamówienia, chyba. I chyba przyniesie nam to, co sam uważa ze słuszne. Kiedy przyniosł nam białe wino, Włoszka, siedząca obok naszego stolika, poprosiła o capuccino. Kelner na to. - Droga pani, w tej dzielnicy, nie podajemy capuccino. Jest niekoszerne. Przecież pani wie, gdzie przyszła. Bardzo mi przykro. Mogę zaproponować esspreso. Włoszka była nieo zdegustowana i odmówiła espresso. Przyszło też nasze danie. Wyglądało zupełnie nie pozornie. Jakieś mięso, pocięte na kawałki wraz z kością. Spojrzeliśmy po sobie, pierwszy kęs i...Kelnerze, dzięki Ci za koszerne Ossobucco, co po włosku znaczy, dziura w kości: osso bucco. Mamma mia! Santa Madonna.Oj, może nie tutaj... Potrzebujemy: - około kilograma giczy cielęcej, pocietej wraz z kością na kawałki o grubości około  3 cm - to bardzo ważne, bez takiego cięcia nie będzie Ossobucco. - trochę mąki - 1 i 1/2 szklanki białego, wytrwanego wina - 2,3 gałazk selera naciowego - 2 ząbki czosnku - 2,3 marchewki - szklankę świeżego groszku zielonego - sól i pieprz do  smaku - szklanka bulionu cielęcego lub wołowego Mięso solimy i obtaczamy w mące. Wrzucamy na rozgrzany na patelni tłuszcz. Rumienimy ze wszystkich stron. Przekładamy do naczynia z pokrywką, wlewamy wino,zagotowujemy i dolewamy wywar cilęcy- bulion i przykrywamy. Gotujemy na wolnym ogniu 1 godzinę. W tym czasie obieramy i kroimy warzywa, przesmażamy na patelni w oliwie, dodajemy do mięsa i dalej gotujemy ok. 40 minut na wolnym ogniu bez przykrcia. Sos musi odparować i zredukować. Gotowe danie solimy i pieprzymy do smaku, posypujemy niewielką ilości świeżej natki pietruszki. Podajemy z pieczonymi ziemniakami. Proste, wyśmienite i bardzo wykwintne danie. KIedy kelner przyszedł po talerze, spojrzał w nie ze zdziwieniem. Na talerzach leżały kościz giczy, z wyjedzonym szpikiem. Coś mnie podkusiło, a lubię szpik ( w polskiej,dawnej kuchni zwany auszpik), i był tak na wyciągnięćie ręki z tej pociętej kości i go zjadłam, zostawiając dziurę w kości! Kelner uśmiechnął się do mnie serdecznie, klasnął w dłonie wskazujac na kości i krzynął Osso bucco! Odwzajeniłam mu uśmiech, ale zupełnie nie rozumiałam jego euforii. Od tej chwili zmieniło się tez jego podejście do nas. Był bardzo miły i co chwilę podchodził pytając, czy czegoś nie trzeba. Punkt 15.00 przyszedł z rachunkiem, znowu nie proszony i położył na stół. - Czy to znaczy, ze mamy już pójść?- zapytaliśmy. - Tak. Jest piątek. O 15.00 zaczynamy Szabat.Zapraszam jutro od 21.30 n Ossobucco. Musze już iść, za ścianą czeka Rabin. To jego restauracja.
- W takim razie dziekujemy i "dobrego Szabatu".
- Usmiechnął się do nas od ucha do ucha i krzyknął klaskając dłonie: Osso bucco!
Co do potrawy to nalezy też do tradycyjnych dań rzymskich. W wielutratoriach jest podawana tak jak w dzielnicy żydowskiej, lub na sposób mediolański, z pomidorami. W historii kuchni rzymskiej jest napisane, że kultura Żydów iała duży wpływ na tradycje kuinarną Rzymian. Utrwaliła też w swoim przekazie kuchnię "piatej ćwierci".
Proponuje przygotowanie tej potrawy u siebie w domu, bo je prosta a bardzo efektowna w smaku. NIe spodziewajcie się aromatu kuchni indyjskiej, lub bogactwa smaku francuskiej. Pamietajmy, że rzymska kuchnia jest delikatna, prosta i zrównowazona w smaku. To jej cecha podstawowa. p.s. Po powrocie do domu wpisałam w google ossobucco. Pojawiła się informacja: Ossobucco tradycyjna potrawa kuchni rzymskiej, mediolańskiej i Żydów we Włoszech. Potrawa nazywa się tak od cięcia kości w giczy cielęcej, który odsłania szpik. Danie kończy się jeść wyjadając ów szpik, a na talerzu pozostaje dziura w kości!!! Wow, ale mi sie udało. Czyż to nie jest kobieca intuicja! Teraz rozumiem kelnera! NA Osso bucco! ZDJĘCIA Z RODZINNEGO ALBUMU. NA NICH KOLEJNO: KOLOSEUM, TYBER, SYNAGOGA

poniedziałek, 19 lipca 2010

W kuchni nie Ty Cezarze zostaniesz... lecz carbonara!

Historia to dowód wielkości i upadku. To świadectwo , że wszystko przemija... My i to czym się otaczamy. Kto ostatecznie zostawił dowód swojego istnienia i jaki? Cesarz, bogaty obywatel? Im łatwo było zostawić po sobie jakieś świadectwo. Przetrwały wspaniałe zabytki, rzeźby. Co jednak mógł zostawic po sobie zwykły, biedny mieszczanin? Matka kołysząca troje dzieci, chodząca boso, po pięknych marmurach rzymskich, nie mająca skórzanych sandałów? Czy włoska,uboga mamma zostawiła po sobie spuściznę? Czy biczowani niewolnicy, budujący w pocie czoła najwspanialsze budowle świata?
Bogata, wieloskładnikowa kuchnia cesarska odeszła w zapomnienie. Zostały po niej ślady w dziełach starożytnych, ale nie pozostawiła prawie nic we wspólczesnej kuchni Rzymu. Bo to co jedzą dziś Rzymianie stworzyli dawno temy Plebejusze. Kuchnia rzymska zwana również kuchnią "Quinto Blacha" czyli piąta ćwierć, powstała z biedy i głodu. Jak więszkość włoskiej kuchni. Określnie piąta ćwiartka wzięło się z rzeźni, które zaopatrywały miasto Rzym w mięso. Pracownikom często płacono w postaci rzeźniczych odpadów: głów, ogonów, jelit, kopyt. Gospodynie chciały, aby strawy z odpadów były pyszne, więc z tego co miały próbowały przygotować wspaniały posiłek. Najczęściej było to tylko kilka składników. Podroby, proste zioła, oliwa. I to właśnie ostatecznie zadecydowało o charakterze kuchni rzymskiej. Mistrzowie tej kuchni twierdzą, że prawdziwą sztuką jest stworzyć z czterech, pięciu składników danie wyśmienie. NIe ma tam równiez miejsca na pomyłkę kucharza. Zrównoważone danie, w którym wyczuwalny jest każdy składnik, nie ukryje w sobie nadmiaru żadnego składnika.  Oto przepis na słynną carbonarę, która wywodzi się własnie z Rzymu z kuchni piątej ćwierci. To oryginalny przepis, bo choć nazwa jest jedna, ale wersji wiele. Ta jest rzymska. Sama nazwa pochodzi od wyrazu carbon - więgiel, carbonara - weglarz, węglarza. Nazwa związana jest z grupą zawodową, jaką tworzyli w Rzymie węglarze. Ponoć była to ich codzienna strawa, pożywna i sycąca na cały dzień.

Potrzebujemy:
- makaron spagetti
- 1,2 ząbki czosnku
- oliwę z oliwek lub smalec ( tak na serio smalec!)
- 100-150 g pancetty ( boczek wędzony) lub guanciale ( policzki wieprzowe!)
- ser pecorino romana ( pecorino, owczy, żółty ser, to tradycyjny wyrób rzymski)
- trzy jajka i jedno żółtko
pieprz do smaku

W czasie gdy gotuje się makaron, rozpuszczamy na patelni oliwę, dodajemy ząbki czosnku i przesmażamy je. Wyciagamy łyzką cedzakową czosnek i dodajemy pancettą lub guanciale. Wytapiamy i podsmażamy. Ser pecorino ścieramy na tarce, jajka roztrzepujemy w miseczce. Gorący makaron przecedzamy i nie przepłukujemy zimną wodą!!! NIgdy!!! Traci sprężystość i zaczyna się wtedy kleić. Makron wrzucamy do miski i natychmiast przelewamy do niego jajka i intensywnie mieszamy. Wlewamy tłuszcz z mięsem, ser i dalej mieszamy. Gorący makaron ma sprawić by sos zrobił się kremowy ale żółtka nie mogą się ściąć.  Na koniec pieprzymy do smaku i posypujemy po wierzchu grubo startym pecorino.Oto spagetti z 5 składników, takie samo, jakie jadali rzymscy węglarze i nadal jedzą dziś Rzymianie. Smacznego!

poniedziałek, 12 lipca 2010

Cucina Romana i wieczne miasto

Na początek kilka słów o historii, bo o niej akurat w takim mieście jak Rzym trudno zapomnieć. Historia szepcze tam do turysty z każdego zaułka, każdy kamień budynku, każdy stopień przypominają o wiekach, które przeminęły, o milionach ludzkich stóp, które muskały chodniki, żłobiły schody i wciąż to robią. Siedzę na ławeczce w cieniu. Upał, temperatura 40 stopni C. Przede mną pozostałości starożytnego Rzymu: Forum Romanum a w głębi monumentalne Koloseum. Tuż obok huk szalejącego ruchu ulicznego, trąbiące samochody, rozpędzone skutery, pokrzykujący przechodnie. Ciężkie wilgotne powietrze stoi. Liście drzew ani drgną, tak jakby w tym miejscy na przekór czas jednak się zatrzymał. Zamykam oczy. PAchną rozgrzane słońcem kamienne bloki. Czy tak właśnie pachnie 3000 lat ludzkości? A gdybym tak polizała kamień, może poczuje również smak? Nie, to chyba nie wypada lizać publicznie Koloseum. Ci Japończycy, co od godziny plączą mi się pod nogami, jakby mnie śledzili, zapewne pomyślieli by, że Europejczycy, to niezłe czubki. Liżą ruiny!
                                          Widok Koloseum z Forum Romanum - zdj. Album rodzinny.
Skoro nie mogę lizać Rzymu, to muszę jednak pozostać przy kuchni. Początki kultury kulinarnej Rzymian sięgają oczywiście starozytności. Tradycję biesiady i ucztowania zakorzenił w obywatelach Rzymu Lucullian, bardzo bogaty obywatel, który zasłynął z wielkich i obfitych uczt na miarę Bachusa. Wydawał na własny koszt przyjęcia dla kilkuset a nawet kilkutysięty gości. Podawane wówvczas potrawy były ponoć bardzo wymyślne i niewiele miały wspólnego z tradycyjną kuchnią rzymską, która dopiero miała się ukształtować. Wówczas Rzymianie nie mieli jeszcze swojej kuchni, czerpali z dobrodziejstw innych kultur. Bardzo duży wpływ wywarli Etruskowie, Żydzi i Grecy, Egipcjanie i mogłabym tutaj tak wymieniać bez liku, ponieważ smaki świata napływały do Rzymu wraz z podbitymi terenami i niewolnikami. Za czasów cesarza Tyberiusza sprowadzano wymyślne przyprawy z Chin i Indii. A kuchnia wówczas stała się wyrafinowana i bardzo skomplikowana. Zupełnie inna od tej, która się utrwaliła. Pozostałe ślady, po starożytnej kuchni to Garum, słono-pikantny sos rybny. Jego szczątki znaleziono w Pompejach, ale sos był podstawą kuchni cesarskiej. Produkowano go z wnęrzności ryb. I tu pełne zaskoczenie dla mnie. Przecież w Tajlandii do dziś właśnie tak produkuje się sos rybny. Taki sam! Czy sos przywędrował do Rzymu czy powędrował z niego? Otwieram oczy. Szkoda, że już ich tu nie ma. Mogłabym poprosić, by poczęstowali mnie pieczenią w sosie Garum. Jadła bym z nimi na tarasie przy świetle pochodni, popijając wino z ciężkich pucharów i słuchała o podbojach, egoztycznych przyprawach i Bogach. Cholera! Czy oni muszą tak cały czas trąbić!!!

poniedziałek, 5 lipca 2010

RZYM rzucił mnie na kolana!!

RZYM jest tak piękny, że zapiera dech. Tak monumentalny, że wyciska chwilami łzy. Jest różnorodny, głośny i pachnie w każdym miejscu inaczej a jednocześnie gdybym zamknęła oczy, poznałabym go właśnie po zapachu. Gdybym robiła perfumy o jego zapachu wyekstrahowałam bym rybę, zapach świeżej wody, kamienia, czosnku, ciepłej oliwy i książki z atykwariatu. Na koniec esencja z kwiatów surfini i róży. To było pięć dni, tylko i aż. Przeżyłam je tak intesywnie, że dziś wydaje mi się jakbym tam była dwa tygodnie. Jak tylko ogarnę się, bo dopiero co wróciłam zaczynam serię przygód kulinarnych i nie tylko w Rzymie. Będzie o tym, jak odmienna jest kuchnia Rzymian od włoskiej, o pani w spadającym meloniku, którą spotkałam w ślepym zaułku, o kolejce wyborczej Polaków w sercu rzymskiego imperium, o kuchni z rzymskiego getta i zakazanym capucino.
Do usłyszenia! 

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Czerwone pesto i propozycja wołowiny

Było juz pesto zielone, to teraz propozycja czerwonego. Jest równie szybkie i proste w przygotowaniu co jego poprzednik. Pesto czerwone świetnie pasuje do mięs i wędlin oraz sałatek i tostini. Można je nakładać na domową pizzę, co wyraźnie pogłębia jej smak. Nadaje się do zapiekania muli olbrzymich lub małż Św. Jakuba. Małże po prostu się smaruje pesto, posypuje tartym serem i zapieka w piekarniku. Pyszne! Na koniec skrapia cytryną.

Potrzebujemy:
- 14-16 suszonch pomidorów
- pół szklanki oliwy z tych pomidorów
- 4 łyżki świeżo startego parmezanu
- 2-3 łyżki prażonych orzeszków pinii
- 2,3 ząbki czosnku
- na koniec uzupełniamy oliwę (4,5 łyżek) oliwą z oliwek)

Pomidory siekamy w paski, wrzucamy wszystkie składniki do miksera lub blendera. Miksujemy stopniowo dodając oliwę. Pesto do owoców morza można zakwasić sytyną i dodać 1, 2 ząbków czosnku więcej . Na koniec solimy i piprzymy do smaku.

WOŁOWINA W PESTO ( może być jagnięcina lub drób)

Ubite steki wołowe ( polędwica, ligawa lub biała pieczeń) skrapiamy octem balsamicznym i worcesterem, odstawiamy na noc lub chociaż na 2 godziny do zmarynowania. PO tym czasie wyciagamy wołowinę z marynaty i dokładnie rozprowadzamy pędzlem na każdym steku pesto.
Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek z trzema posiekanymi ząbkami czosnku. Kiedy czosnek się zrumieni wyciągamy go łyżką cedzakową. Wkładamy na rozgrzany tłuszcz steki i rumienimy z obu stron. Dolewmamy marynatę z mięsa i dusimy do miękkości. Na koniec solimy i pieprzymy ( najlepiej pięc pieprzów z młynka). POdajemy z chrupiącą sałatą. Identycznie można przygotować steki z drobiu, jeśli ktoś nie lubi czerwonego mięsa. Równie pyszna będzie jagnięcina.
POdane steki można jeszcze oprószyć świeżo startym parmezanem lub grana padano. Zamiast zielonej sałaty świetnie pasuje do mięsa szpinak zapieczony z czosnkiem, oliwą i mozzarelą.

SMACZNEGO!

zdjęcie pochodzi: http://deutsch.wsl.edu.pl/dateien/kinder/kurowska/obrazy/pomidor.jpg

niedziela, 6 czerwca 2010

Zielone pesto latem pachnące

Włoskie zielone pesto bardzo łatwo można zrobić w domu przy użyciu blendera lub miksera. Smakuje o niebo lepiej niż to ze słoika. Czas wykonania to 10 minut.


Sładniki:
Pęczek bazylii
dwie łyżki orzeszków pinii ( wcześniej uprażonych na patelni bez tłuszu)
5-6 łyżek oliwy wysokiej jakości
sok z jednej limonki lub połowy cytryny
dwie, 3 łyżki tartego sera parmezan lub grana padano

Wszystko zmiksować na jednolitą masę blenderem. Posolić i popieprzyć do smaku. Pesto jest gotowe. Można go używać do wszystkiego. Jest wyśmienite na grzance uprzednio wysmarowanej sokiem z pomidora i czosnkiem. Potem smarujemy pesto i na wierzch kładziemy szynkę parmeńską. Wyborna grzanka na przekąskę w upał.
Pesto jest również wspaniałym dodatkiem do pomidorów w sałatce caprese. Wystaczy uprzednio każdy plaster pomidora posmarować masą a potem położyć mozarellę i skropić octem balsamico i oliwą. Wspaniale smakują równiez krewetki i inne owoce morza smażone w pesto na patelni, ale polecam do tych dań nieco inny skład:

WSystko jak na górze, ale dodatkowo 2 ząbki czosnku przepuszczone przez praskę i nieco więcej kwasu z limonki lub cytryny. Zamiast orzechów pinnii można użyć innych: macadenii, nerkowca a nawet płatków miogdałow, ale zawsze trzeba j najpierw uprażyć na patelni. Do pesto do owoców morza dodaję rónież poza pęczkiem bazylii około pół pęczka natki pietruszki. Jeśli chcecie by danie było ostrzejsze dodajcie chili według uznania. A teraz wystarczy zmiksować i doprwić solą i pieprzem do smaku.

Smacznego

środa, 24 lutego 2010

Caprese - słynne włoskie pomidory

To na prawdę wspaniała, bardzo prosta i pyszna włoska przystawka. Uwielbiam Caprese, szczególnie ze słodkich, letnich pomidorów.

Potrzebujemy:
- czterech pomidorów średniej wielkości ( nie oszczędzajcie na nich, mają być piękne i dojrzałe)
- mozarella ( najlepiej di bufala campana, trudna niestety do kupienia w Polsce, ale najlepsza w smaku jaką jadłam). Jeśli nie ma bufali, kupcie mozarellę w zalewie, na pewno nie tą twardą!
- 2,3 gałązki świeżej bazylii
- zielone, lub czerwone pesto ( polecam zielone z Genui- do kupienia w hipermarkiecie)
 - sos balsamico, czyli gotowy zagęszczony ocet balsamiczny lub po prostu balsamico w płynie
- oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia najpiej extra virgin

Pomidory kroimy w talarki ale odwrotnie niż tradycyjnie w Polsce, czyli wzdłuż gniazda nasiennego a nie w poprzeg. Pomidory smarujemy pędzelkiem pesto, kładziemy na każdy plasterek pokrojoną mozarellę . Wszystko skrapiamy oliwą a krem balsamiczny rozprowadzamy tak, jakbyśmy rzucali farbę na płótno obrazu. Czyli szybkim ruchem góra, dół, góra dół. W ten sposób powstanie bardzo ładnie przystrojone danie. NIe solimy! Dopiero tuż przed podaniem, inaczej pomidory puszczą sok i zrobi się maniana :-). Więc chwilę przed postawieniem na stole solimy, pieprzymy i kładziemy listki bazylii na wierzchu. Pyszne,smaczne, kocham caprese!!! Polecam gorąco

wtorek, 9 lutego 2010

Kurczak w rozmarynie

Dziś znowu kulinarnie. Zima za oknami, ani myśli sobie pójść. Proponowana potrawa jest szybka, prosta i co najważniejsze smakuje dzieciom. Mówię oczywiście o swoich.

POTRZEBUJEMY:
- kurczaka, najlepiej z hodowli ekologicznej
- 4,5 galązek rozmarynu
- 1/3 kostki masła
- 1 cytryna
- 3 łyżki oliwy
- 2 łyżki soli morskiej
- 5 dużych ziemniaków
-3-5 ząbków czosnku ( zależy, kto na ile go lubi)
- kolorowy pieprz

Kurczaka solidnie nacieramy solą morską i wkładamy na godzinę do lodówki. Jeżeli możemy to na noc. Pięć dużyc ziemniaków, obranych ze skórki wrzucamy do wrzącej, osolonej wody wraz z całą cytryną. Gotujemy 20 minut i odcedzamy. Cytrynę przebijamy w kilku miejscach wykałaczką, aby puściła sok, najlepiej nad kurczakiem, żeby nie stracic cennego płynu. Teraz wkladamy ziemniaki, cytrynę, gałązkę świeżego rozmarynu oraz 2, 3 ząbki czosnku i kawałek masła  do brzucha ptaka. Wierzch kurczaka skrapiamy oliwą z oliwek, obkladamy kilkoma gałązkami rozmarynu i posypujemy świeżo zmielonym kolorowym pieprzem. Kto lubi czosnek, może jeszcze na wierzch dorzucić kilka ząbków. Kurczaka wstawiamy do piekarnika ustawionego na 180 stopni C. Pieczemy, aż bedzie złoty, co jakiś czas obracajac go w brytfannie i podlewając sosem.
Smacznego!