Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

wtorek, 21 grudnia 2010

Gniew Aniołow IX



„ Nie widzi mnie. Szkoda Ale mam wrażenie, że jej ręka delikatnie drgnęła. Anno?”


Ciało Anny uwolniło się ze spazmatycznego skurczu. Było miękkie… Bezwładne… Pływała.
Nagle nadbiegła pierwsza myśli. Umysł odzyskał równowagę. Wybudzał ją powoli z letargu. Wszystko było zawieszone w czasie. Wszystko było takie ciepłe…
- Nie oddycham… Ale.. Ale nadal czuję. Ja czuję! Anna otworzyła oczy. Okazało się, że może też widzieć. Umysł zapominał powoli o potrzebie tlenu. Spokój zaczął oplatać jej duszę. Gładził jej włosy, policzek… Usta… Gładził jej stopy. Otulny, miękki płyn. Wewnątrz tej dziwnej cieczy panował półmrok, rozświetlany momentami brzoskwiniowym fajerwerkiem.
Nagle Anna uświadomiła sobie, że z głębi dobiega ją jakiś rytmiczny dźwięk. Słyszała go coraz wyraźniej. Był stłumiony. Teraz była już pewna, że dobiega ze środka tego dziwnego pomieszczenia. Próbowała się przekręcić, obrócić, żeby sprawdzić co to jest, ale nie mogła. Tak jakby ktoś ją związał. Nie była jednak skrępowana. Właśnie teraz dopiero sobie to uświadomiła.
- Ten dźwięk… ten dźwięk… - pomyślała Anna. On przypomina bicie serca. – Może to było bicie serca? Przestała się zupełnie ruszać. Nasłuchiwała. Miarowe uderzenia, w równych odstępach od siebie.
„ Widziałem ją. Była w dziwnej, embrionalnej pozycji. Nogi miała zupełnie podkulone. Skrzyżowane ręce mocno przywierały do jej piersi. Dłonie rozchyliły palce. Ciało zanurzono w jakimś kleistym płynie. Jej powieki, zamknięte i nieruchome. Twarz bez mimiki. Jej ciało spoczywało w tej zaskakującej pozycji. Nie oddychała już ponad 30 minut. Dlaczego mnie nie słyszy?
Anna już się nie bała. Ogarnęła ją błogość. Czuła się bezpieczna. Rytmiczne uderzenia wprawiły ją w stan letargu. Zawieszona dusza i ciało… Pomiędzy atomami układów słonecznych. Teraz wszystko mieściło się tutaj. Cały wszechświat. Plejady, drogi mleczne… Kwanty i kwarki. Przestrzeń międzyatomową wypełniał ciepły, przyjemny płyn. Wewnątrzatomowa pustka ustępowała mu napawając ciszą. Na końcu drogi mlecznej wybiło źródło. Strzeliło oślepiającym światłem w górę, by po chwili opaść i wypełnić naczynie, w którym umieszczono bezbronne ciało Anny.
„ Jak ona może to czuć. Ludzie nie potrafią. Nie potrafią wniknąć aż tak głęboko. Może teraz to ona wdarła się do mojego umysłu? Jak to możliwe?!”
Anna uniosła się ponad naczynie. Spojrzała w dół. Tam zobaczyła swoje nieruchome ciało. Przesuwała się w górę. Minęła chmury, spienione grzbiety rozświetlone promieniami Słońca. Czym wyżej się unosiła, tym bardziej robiło się ciemno. Błękit przechodził w granat, aż stopił się w czerń.
Nie bała się. Oddalała się od Ziemi. Zawisła na jej orbicie. Patrzyła na planetę. Była piękna, był tak bardzo piękna. Taka samotna w tej osnutej wieczną nocą przestrzeni.
Coś popychało Annę dalej. Ziemia zaczęła się oddalać. Minęła ją. Potem Księżyc… Mars... Zatrzymała się przed potęgą wielkiego Jowisza. Był taki monumentalny. Patrzyła na niego długo. Chłodny, wypłukany z barw i krajobrazów.
W końcu zbliżyła się do Saturna, szóstej planety od Słońca. Usiadła na odłamku skalnym pierwszego pierścienia. Miała wrażenie, że w tym momencie Saturn jakby drgnął, ale może to było tylko złudzenie. Pierścienie przesuwały się w zupełnej ciszy. Niektóre były kawałkami lodu… Przypomniała sobie wtedy oczy kobiety. Stłuczone lustro.
Tutaj krążyły jego odłamki. Gdyby Marika wiedziała, gdyby Anna mogła jej teraz powiedzieć, kawałki lustra są tutaj… Może udało by się poskładać wszystkie jego elementy?.
Nagle odłamek skały, na którym siedziała Anna oderwał się od pierścienia i zaczął podążać w pustkę Kosmosu. Minęła Pluton. Na końcu ostatnią… karłowatą Eris. Ruszyła ramieniem Perseusza w głąb Galaktyki. Płynęła a jej dusza napawała się najpiękniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek widziała.
Czy zdoła powrócić do Św. Graala? Czy odnajdzie drogę… Skalny odłamek wchłaniała Galaktyka. Wolno chłonęła również Annę.

CIĄG DALSZY NASTĄPI…

12 komentarzy:

  1. zaskoczyłaś mnie... teraz się nie doczekam ciągu dalszego..

    Ps. czasem marzy mi się Pandora, chociaż na chwile;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jazz... Znam historię niby do końca, ale jak juz piszę czasem zdania same wymykaja sie spod palca i zmieniają bieg wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Również jestem zaskoczony. Pozytywnie. Mimo demokracji spekulować i tak nie będę, bo moja wyobraźnia nie nadąża już za Twoją droga Autorko. Poddaję się więc rytmowi i niespodziewanym meandrom Twojego pisania.

    pzdr. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię niespodzianki;-) a Twoja podoba mi się bardzo;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Romeus, dziękuję, ze tak ładnie napisałeś o mojej wyobraźni :). Od dziecka jest bardzo wybujała :))). Mamie nie zawsze sie to podobało ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jazz, cieszę się, że moge komuś sprawidź odrobinę frajdy :)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. niewątpliwie tak jest;-) jest uczta dla ciała, i uczta dla ducha;-) po prostu mniam;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jazz, nie sprawdzić frajde, ale sprawic oczywiście. :)) Zdaje się, że trochę jestem zamotana ostatnio. Mniam, mniam.

    OdpowiedzUsuń
  9. no jak na mistrza sztuki kulinarnej to chyba normalne, tzw przedświąteczne zamotanie;-) ale spoko łapie temat;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. NIvejko... Ja mam nadzieję, ze dziś opublikuje karpia po żydowsku. Karpie już w lodówce czekają. Mam nadzieję, że czas pozwoli mi na publikacje przepisu. :)))

    OdpowiedzUsuń