Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

czwartek, 17 grudnia 2009

Garam masala przebiła się przez korek i stworzyła kurczaka w promieniach słońca

Nivejka miała rację. Zginął mi jeden dzień. Zupełnie się zagubił, może wpadł w zaspę śnieżną, albo zabłądził po ciemku i wciąż szuka drogi do domu? No cóż, tak czy owak garam masala dotarła do celu choć z 24 godzinnym opóźnieniem.
Więc otworzyłam torebkę z garam masalą i wzięłam dwie łyżeczki, potem szczypta szafranu, 2 łyżeczki pasty z trawy cytrynowej od Maury, 2 cm  startego korzenia imbiru, 2 łyżeczki czerwonej pasty curry,  łyżka cukru brązowego, 2 łyżki soku z cytryny, 3 łyżki oleju arachidowego.
Kurczaka ( może być indyk, lub kaczka) pocięłam w paski i dodałam do mikstury. Bejcował się około godziny, bo nie było czasu. A powinien co najmniej 5.
W tym czasie nastawiłam ryż jaśminowy i dziki, każdy w osobnym garnku, ale na koniec je zmieszam.
Kurczaka smażyłam w woku w oleju, który już w nim był.

Do tego warzywa błyskawiczne. Było późno więc nie było czasu na cudowanie. W zamrażarce miałam chińską mrożonke warzywną. Wrzuciłam ją na rozgrzany w woku tłuszcz, 5 minut blanszowałam, potem trzy łyzki octu balsamicznego, łyżka cukru brązowego, trzy łyżki sosu sojowego, szczypta curry i gotowe po kolejnych pięciu minutach.

Kurczak po tajsku między indyjsku , warzywa po szybkiemu a ryż, jak to ryż, jest stamtąd gdzie wyrósł. Słońce było pyszne, może to zasługa płatków róż z garam masali no i krokusów z szafranu... Wszystko pachniało latem i egzotyczną przygodą.

2 komentarze:

  1. Jednym słowem - byle do WIO-SNY!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydrukowałam. Sprawdziłam co mam. Zapisałam co muszę kupić. Jutro na obiad będzie ( o ile się uda) kurczątko po tajsku, względnie indyjsku. W każdym razie słoneczne i pachnące;)))

    OdpowiedzUsuń