Oto Pan Śledź, zapomniany, w wielu państwach uważany za kulinarne okropieństwo. Po prostu traktują go jak bękarta w świecie kulinariów. Poza Skandynawią, gdzie króluje na stołach a jadany bywa tam również na surowo. No i w Polsce znany jest ten nasz bałtycki śledzik, który lubi pływać.
Śledź jest ważnym elementem mojego życia. Ja wprost uwielbiam śledzie, a jak mnie coś napadnie to potrafię zjeść furę tych niepozornych rybek. I taką to mam historyjkę śledziową z czasów swojego narzeczeństwa.
A no było to tak:
Znaliśmy się jakieś pół roku, może osiem miesięcy. Bon ton, bułka przez bibułkę... Jesteśmy na Półwyspie Helskim i radośnie podążamy by popływać na windsurfingu w Zatoce Puckiej. Słońce cudne, niebo błękitne a miłość w pełnym rozkwicie. Wysiada pańcia w obcisłych szortach z dekltem prawie na zewnątrz ( bez złudzeń, chodzi o autora tekstu, który dziś zaczyna już mieć zwiotczenie tkanki ;- ), skóra brązowa, pachnąca morzem, wabi turystów. Biegnę więc tropem zapachu... Staję jak wryta, bo w małej budce przy szosie wiszą jeden koło drugiego, gorące, brązowe, pachnące Bałtykiem sledzie. Skóra brązowa, dekolt na wierzchu, tylko obcisłych szortów brak. Wpadłam w pułapkę głupia turystka!
- Może łososia kochanie? Chcesz kawałeczek?- pyta mnie mój oblubieniec.
Ja milczę a w oczach dwoją mi sie i troją gorące śledzie. NIe zwracając uwagi na zaczepki przyszłego męża przemawiam wtem do ekspedientki:
- Kurczę... Ja bym chciała pół kilograma tych śledzi!
- Śledzi?!- krzyczy mój przyszły - Śledzie nie! Weź halibuta, albo łososia, albo... Albo węgorza. Nie bierz śledzi. One śmierdzą.
- To ja poproszę kilogram.
Wsiadamy do auta a "okropna woń ryby" nie pozwala mi się skupić.
- Przepraszam Cię kochanie, ale ja już nie wytrzymam. - Rozrywam woreczek pełen śmierdzących niektóym ryb i zaczynam je pożerać.
- Rany!- krzyczy narzeczony- Dlaczego ty nie wypluwasz ości?
- Po co? Są miękkie i bardzo smaczne.
- Udławisz się!
- Udławię się jak mi powiesz, że...
Reasumując zjadłam kilogram śledzi w ciągu godziny, poszłam pływać na deskę a potem zjadłam jeszcze trzy smażone śledzie na obiad. Tak głęboka miłośc łączy mnie z tą rybą. Maciek przestał komentować tę sytuację, miał oczy jak ping-pong. Śledzie, śledzie,śledzie. Mówi, że zawsze mnie będzie z nimi kojarzył. I ma nadzieję, że miłość do nich jest wymierna w stosunku do niego...
A więc śledzie:
6 połówek filetów śledzia ( czyli 3 całe)
3 nieduże cebule pokrojone w półksięzyce
1/3 szklanki octu ( 10%)
szklanka wody
2-3 łyżeczki cukru
6 ziaren ziela angielskiego
1/2 łyżeczki gorczycy
5 ziarewn pieprzu czarnego
4 rozgniecioe goździki
2 liście laurowe
Śledzie kroimy w paski o szerokości około 3 cm. Cebulę obieramy i przekrajamy na pół. Teraz szatkujemy ją w pół księżyce. Wkładamy śledzie do słoika na przemian: warstwa śledzi i warstwa cebuli. Ocet, wodęi przyprawy zagotowujemy i studzimy: NIE WOLNO GORĄCYM ZALEWAĆ ŚLEDZI, BO SIĘ ROZPADNĄ. Ostudzoną marynatą zalewamy śledzie w słoiku. Wstawiamy do lodówki. Czas marynowania minimum 48 godz. Najlepsze są po tygodniu. Możemy je podawać polane śmietaną.
Dobra rada: Kupowane śledzimają różny poziom zasolenia. Zanim cokolwiekm zrobicie z nimi, kawalek śledzie spróbujcie. Jeśli jest słony, trzeba go wypłukać pod wolnym strumieniem wody. I znów spróbujcie. Jeśli teraz nie jst za słony, to nadaje się do marynaty.
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję Maurze za miły gest. Przywiozła mi dziś trawę cytrynową do pracy. Takie gesty wywołują radość. Maura! Serdeczne z\dzięki. Świat składa się z drobiazgów, takich właśnie miłych.
Butterfly i prośba do czytelników
To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)
autor: Izabela Sikorska
autor: Izabela Sikorska
Jaki z tego wniosek - że śledź to wieeelce romantyczna ryba jest... :))
OdpowiedzUsuńMimo tej opowieści, jakże romantycznej, śledzie nie przemawiają do mojego...podniebienia;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, nikomu nie narzucam śledzi. Z nimi to jest tak, że albo sie je darzy milością, albo nienawiścią. Widac taki już ich urok :-)
OdpowiedzUsuńjednym slowem przez sledzia do serca.Dzieki za przepis.
OdpowiedzUsuńAnonimowy. Jednym słowem tak ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńśledziki:) mniam:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Tak anonimowy. A jutro jego wielkie święto - śledzik ;) Smacznego śledzia więc!
OdpowiedzUsuńNo dobra - kobieto przekonałaś mnie. Uwielbiam śledzie, solone płaty własnie się moczą. Czas zabrać sie do roboty.
OdpowiedzUsuńBeato, mam nadzieję, że się udały!!!
UsuńNie tylko się udały, ale własnie po raz kolejny (chyba trzeci) je zrobiłam i zabieram się do jedzenia. I pyszniejszych śledzi marynowanych w życiu nie jadłam. Te ze sklepu, gotowe - precz!
OdpowiedzUsuńBeato, bardzo się cieszę, że smakują Ci śledzie z tego przepisu. Tez je uwielbiam :) I popieram. Te ze sklepu - precz :)
OdpowiedzUsuńCo by nie było to akurat śledzia praktycznie każdy z nas lubi i ja bardzo chwalę sobie również łososia. Tym bardziej, ze jeszcze w wydaniu https://mowisalmon.pl/przepisy/pieczony-losos-mowi-marynowany-w-trawie-cytrynowej-chilli-skorce-z-limonki-i-ciemnym-occie-chinskim-z-salatka-ze-smazonych-grzybow/ jest on bardzo smaczny i mi smakuje bardzo mocno.
OdpowiedzUsuń