Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

wtorek, 10 sierpnia 2010

Bruschetta, wybory i emigranci.

Dźwięk tramwaju obudził mnie ze snu. Natychmiast po nim dotarł zapach. Ten sam, jak co dzień: czosnek i kawa. Była siódma a już czułam, że na zewnątrz panuje straszny upał. Zamknęłam okna i włączyłam klimatyzację. Uchyliłam drzwi do pokoju. To był znak dla pani, że może wnieść śniadanie. Odłożyłam starannie wszystkie słodkości na bok i wzięłam filiżankę z kawą. Trzeba się zbierać. Przed nami 5 km podróży do polskiej ambasady. Zagłosujemy i wtedy pojedziemy nad morze. Do robotniczej dzielnicy. Ponoć tam należy szukać wspaniałych rzymskich knajp, które oferują domową kuchnię.
Pięć godzin zajęła nam wyprawa i głosowanie. W piekielnym upale, 41 stopni w cieniu. Szliśmy przez dwa rzymskie wzgórza, szukając cienia drzew i hydrantów z wodą. Co kilkanaście minut siadałam w cieniu, by odetchnąć. Sukienka oblepiała moje ciało. Dobrnęliśmy do parku. Tylko on dzielił nas już od ambasady. Po środku alejki orkiestra we frakach grała piękną muzykę. Jej dźwięki rezonowały z falującym od gorąca powietrzem. Tuż na przeciwko orkiestry rozpościerała się wspaniała panorama Rzymu. Byliśmy na jednym z siedmiu wzgórz, na którym wybudowano to boskie miasto. Widok zapierający dech, ta muzyka, upał... Czułam się jak w mirażu. Część zewnętrznego świata, wydawała się być nierealna. Tak tu pięknie. Za każdym zakrętem, drzewem... Czai się architektoniczne dzieło sztuki.  Zwykła bursa, centrum jakieś tam, willa... Prawie każdy budynek jest piękny. Otoczony kwiatami, fontanny. Co trzeba mieć w sercu, by tworzyć takie rzeczy, by w taki sposób uszczęśliwiać pokolenia? Operę?
Po długiej drodze, która rozpuściła podeszwy moich sandałów, dobrnęliśmy do celu. Kolejka masakryczna. Dużo duchownych z Watykanu. Ale naród raczej milczący. To było smutne. Weszłam na chwilę do Polski, myśląc, że sobie porozmawiamy, zagadniemy do siebie. Nie. Długa kolejka milczących ludzi, podejrzliwie na siebie patrzących: "A Ty na kogo? No na kogo zagłosujesz?". Wrzuciłam głos i wyszłam bardzo smutna. Nie ma solidarności w narodzie, jest gorzej, niż było. Podział się wzmacnia, to wszystko przestaje mieć związek ze zdrową demokracją. Nie, nie chcę teraz o tym myśleć. Chcę znów jeszcze przez chwilę, zanim dopadnie mnie rzeczywistość mojej ojczyzny, cieszyć się pięknem. Polska nie zmieniła się od rozbiorów.
Metro! Pod ziemią znacznie chłodniej. Ufff... Jaka ulga. Jedziemy nad Morze Tyreńskie. Plaża! Hurra! Wpadam do morza niczym z procy. Boże, jaka ulga. Jak cudownie chłodno. Panowie o innym kolorze skóry co chwilę przechodząc plażą, namawiają do kokosa z lodu, drinków, chłodzonych melonów i arbuzów. Na horyzoncie żaglowce. Cudownie.. Jednak obserwując mężczyzn żal ściska mi gardło. Jest 41 stopni w cieniu! Oni w ubraniach, targają za sobą swoje wózki wypełnione napojami i przekąskami. Jednego z nich spotkam w drodze powrotnej w metrze. Będzie siedział na ziemi z wyczerpania, smutny, samotny... Emigrant o innym kolorze skóry.
Zaczynam być głodna. Choć w ustach wciąż niesmak. Włoch z betonowego pieca wyciąga gorące grzanki: bruschetta!

Potrzebujemy:
- bułki krojone w poprzek, najlepiej ciabatta
- pomidory
- oliwę z pierwszego tłoczenia
- garść świeżej bazylii
- czosnek
- sól i pieprz
- mozarellę lub świeżo tarty parmezan

Grzanki opiekamy, gorące nacieramy ząbkami czosnku, skrapiamy oliwą i sokiem z wydrążonych z gniazd nasiennych pomidorów. Obrane ze skórki i wydrążone z nasion pomidory, kroimy w nieduże cząstki, kładziemy je na grzankach, posypujemy tartym parmezanem, lub pecorino, lub kładziemy mozarellę. Posypujemy listkami bazylii, skrapiamy całość oliwą, pieprz i sól do smaku. Kto lubi ostrzej,. może skropić przystawkę octem balsamicznym lub bianco. Pychota!
p.s. Wracając z wyborów spotkałam panią w meloniku. Podała mi świetny przepis na żur! O tym już w następnym poście.

8 komentarzy:

  1. też głosowałam za granicą, ale u mnie było gwarno i wesoło... no cóż, kościół - no wiadomo, wybór ma tylko jeden - kościół ma jedno wspólne sumienie :)

    A bruschetta - palce lizać

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamamija! Przepysznie to brzmi. Mąż właśnie przyniósł zamówioną ciabattę. Dzisiaj sprawdzam przepis:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem teraz na etapie tworzenia z pomidorow wszystkiego co mi wyobraznia podpowie,obrodzilo u nas w tym roku:)
    Bruschetta-jami,jami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham pomidory, to moje ulubione warzywo. W moim ogrodzie wyrosły wreszcie malinówki. Walczyłam o nie z powodzią, potem suszą a teraz ślimakami. Wojna wygrana! :) Pomidorowych szczęśliwości.

    OdpowiedzUsuń
  5. To moje ulubione jedzenie:)) pomidory, sery, bazylia i oliwa:)))

    OdpowiedzUsuń