Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

piątek, 30 lipca 2010

Ossobucco, czyli dziura w kości cz.II

Kiedy wyszliśmy ze starożytności dopadł nas natychmiast zgiełk miasta. Upał stał się nie do wytrzymania. Usiadłam w cieniu drzewa i odmówiłam posłuszeństwa . - Dalej nie idę. Odpoczynek i coś zimnego do picia, bo skonam. - No co ty, już? - odrzekł mój ślubny, udając, że niby taki twardziel, że strużka potu to wcale mu nie spływa po skroniach, no niby to tylko moja fatamorgana. W Rzymie nadal była fala upałów. Podeszłam do przydroznego hydrantu, z którego urchomiono na czas upałów wodę źródlaną z podziemnych zasobów miasta. Było ich tu wiele. Otwarte na czas upałów, by nieść ulgę  ludziom. Piłam i pijłam. Potem cała się zmoczyłam. Właściwie, to weszłam pod kran. O Jezuuu... Jak dobrze.
- Chodźmy nad Tyber.Chodź, to już blisko. - prosił. I wstałam, jak na pustyni chwiejąc się na nogach, zrozpaczona, że opuszczm swoją oazę- miejski hydrant. Szlismy tak z pół godziny, szurając dosłownie nogami z gorąca. Nagle zza zakrętu wyłonil się Tybr. Był piękny, powietrze wokół niego bardziej znośne. Podeszłam do brzegu rzeki. Poczułam głód. Na dole, w przywalu było pełno fajnych knajp, ale wszystkie zamknięte. Pora sjesty, cholera! Przeszliśmy jeszcze kilkaset metrów i naszym oczom ukazała się Synagoga. - Posłuchaj, chyba dotarliśmy do zabytkowej dzielnicy żydowskiej. Tu są ponoć wspaniałe restauracje i oni nie mają sjesty!-NIe czekajać na jego reakcję zaczęłam mknąć uliczkami, na oślep, nie wiedząc nawe, czy juz weszłam do najstarszej dzielnicy żydowskiej w Europie. - I pisali, że Zydzi mają tu jedne z najlepszych knajp w mieście! Szybko! To tutaj. Zatrzymałam się, kiedy nad bramą jednej z kamienic zobaczyłam gwiazdę i napis: GETTO. Kluczyliśmy wąskimi uliczkami, szukając... Oazy smaku. Nagle, za zakrętem pojawiło się małe patio. Pięć stolików, białe obrusy, zielony powój. Stoły rozstawiono przy kuchni, z której dobiegał nieziemski zapach. - Siadamy.- zarządziłam. Czekamy juz 10 minut a tu nic. NIe ma kelnera. - Idź tam do nich do kuchni i powiedz, że my tu jesteśmy- poprosiłam. Wrócił po chwili. Za nim kelner. Wyskoki, szczupły mężczyzna około 45 lat. NIe był zadowolony naszą obecnoscią.  Podał karty. Na okładce, starej i wytartej było napisane: Restauracja Getto. Tradycyjna kuchnia Żydów w Rzymie. Chciałam zamówić zupę z wołowych ogonów, bo to tradycyjna zupa włosko-żydowska w Rzymie, kuchnia piątej ćwierci. Ale kelner był innego zdania. Właściwie to nie dał wyboru. Powiedział: - NO, NO. OSSOBUCCO!- i nie czekając na odpowiedź odszedł. Spojrzeliśmy na siebie bardzo zdziwieni. Nie przyjął naszego zamówienia, chyba. I chyba przyniesie nam to, co sam uważa ze słuszne. Kiedy przyniosł nam białe wino, Włoszka, siedząca obok naszego stolika, poprosiła o capuccino. Kelner na to. - Droga pani, w tej dzielnicy, nie podajemy capuccino. Jest niekoszerne. Przecież pani wie, gdzie przyszła. Bardzo mi przykro. Mogę zaproponować esspreso. Włoszka była nieo zdegustowana i odmówiła espresso. Przyszło też nasze danie. Wyglądało zupełnie nie pozornie. Jakieś mięso, pocięte na kawałki wraz z kością. Spojrzeliśmy po sobie, pierwszy kęs i...Kelnerze, dzięki Ci za koszerne Ossobucco, co po włosku znaczy, dziura w kości: osso bucco. Mamma mia! Santa Madonna.Oj, może nie tutaj... Potrzebujemy: - około kilograma giczy cielęcej, pocietej wraz z kością na kawałki o grubości około  3 cm - to bardzo ważne, bez takiego cięcia nie będzie Ossobucco. - trochę mąki - 1 i 1/2 szklanki białego, wytrwanego wina - 2,3 gałazk selera naciowego - 2 ząbki czosnku - 2,3 marchewki - szklankę świeżego groszku zielonego - sól i pieprz do  smaku - szklanka bulionu cielęcego lub wołowego Mięso solimy i obtaczamy w mące. Wrzucamy na rozgrzany na patelni tłuszcz. Rumienimy ze wszystkich stron. Przekładamy do naczynia z pokrywką, wlewamy wino,zagotowujemy i dolewamy wywar cilęcy- bulion i przykrywamy. Gotujemy na wolnym ogniu 1 godzinę. W tym czasie obieramy i kroimy warzywa, przesmażamy na patelni w oliwie, dodajemy do mięsa i dalej gotujemy ok. 40 minut na wolnym ogniu bez przykrcia. Sos musi odparować i zredukować. Gotowe danie solimy i pieprzymy do smaku, posypujemy niewielką ilości świeżej natki pietruszki. Podajemy z pieczonymi ziemniakami. Proste, wyśmienite i bardzo wykwintne danie. KIedy kelner przyszedł po talerze, spojrzał w nie ze zdziwieniem. Na talerzach leżały kościz giczy, z wyjedzonym szpikiem. Coś mnie podkusiło, a lubię szpik ( w polskiej,dawnej kuchni zwany auszpik), i był tak na wyciągnięćie ręki z tej pociętej kości i go zjadłam, zostawiając dziurę w kości! Kelner uśmiechnął się do mnie serdecznie, klasnął w dłonie wskazujac na kości i krzynął Osso bucco! Odwzajeniłam mu uśmiech, ale zupełnie nie rozumiałam jego euforii. Od tej chwili zmieniło się tez jego podejście do nas. Był bardzo miły i co chwilę podchodził pytając, czy czegoś nie trzeba. Punkt 15.00 przyszedł z rachunkiem, znowu nie proszony i położył na stół. - Czy to znaczy, ze mamy już pójść?- zapytaliśmy. - Tak. Jest piątek. O 15.00 zaczynamy Szabat.Zapraszam jutro od 21.30 n Ossobucco. Musze już iść, za ścianą czeka Rabin. To jego restauracja.
- W takim razie dziekujemy i "dobrego Szabatu".
- Usmiechnął się do nas od ucha do ucha i krzyknął klaskając dłonie: Osso bucco!
Co do potrawy to nalezy też do tradycyjnych dań rzymskich. W wielutratoriach jest podawana tak jak w dzielnicy żydowskiej, lub na sposób mediolański, z pomidorami. W historii kuchni rzymskiej jest napisane, że kultura Żydów iała duży wpływ na tradycje kuinarną Rzymian. Utrwaliła też w swoim przekazie kuchnię "piatej ćwierci".
Proponuje przygotowanie tej potrawy u siebie w domu, bo je prosta a bardzo efektowna w smaku. NIe spodziewajcie się aromatu kuchni indyjskiej, lub bogactwa smaku francuskiej. Pamietajmy, że rzymska kuchnia jest delikatna, prosta i zrównowazona w smaku. To jej cecha podstawowa. p.s. Po powrocie do domu wpisałam w google ossobucco. Pojawiła się informacja: Ossobucco tradycyjna potrawa kuchni rzymskiej, mediolańskiej i Żydów we Włoszech. Potrawa nazywa się tak od cięcia kości w giczy cielęcej, który odsłania szpik. Danie kończy się jeść wyjadając ów szpik, a na talerzu pozostaje dziura w kości!!! Wow, ale mi sie udało. Czyż to nie jest kobieca intuicja! Teraz rozumiem kelnera! NA Osso bucco! ZDJĘCIA Z RODZINNEGO ALBUMU. NA NICH KOLEJNO: KOLOSEUM, TYBER, SYNAGOGA

5 komentarzy:

  1. Pani! A gdzie ja tera takiej giczy dostanę? Cielęcej mówicie? No poszukam, ale u nas pani, w sezonie to nawet masła czasami w sklepie ni ma, a co dopiero gicze. Cielęce? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, no tak ta turysta wszystko wykupuje. Ale może się uda :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas giczki cielece sa bardzo drogie i trudno dostac w calosci,ja czesto kupuje zebra cielece,ktore wbrew pozorom maja sporo mieska i to co lubie najbardziej,chrzastki i ten delikatny tluszczyk.
    Przypiekam zeberka,tez podlewam je rosolem,ale dzien lub dwa wczesniej nacieram czosnkiem,kurkuma,troszke wedzona papryka(suszona)i oczywiscie pieprz,sol dodaje jak juz sie dusi.
    Cielecina tez fajnie dogaduje sie z tarragonem,nawet suszonym.Na sam koniec dodaje jarzynki i dusze jeszcze chwile.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maga, widzę i czuję,że kochasz kuchnię jak ja. NIe martw się,u nas też są drogie. Żeberka też dają radę. Cała cielęcinka. Mniam... Sama wiesz... Czary mary i wsystko może być wszystkim w kuchni. :)
    Margo, Ty podróżniczko! POdrzuć nam jakiś przepis ze swojej trasy!

    OdpowiedzUsuń