Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

środa, 6 stycznia 2010

Ten pierwszy raz

Pamiętam pierwszy raz, kiedy miałam do czynienia z owocami morza. To było dawno temu w Brukseli. Znajomi chcieli mnie ugościć i zaprosili do eleganckiej restauracji, w której serwowano wyłącznie owoce morza. Usiadłam grzecznie przy stole i jak przynieśli półmiski z całymi krabami, langustami, muszlami i to wszystko nieobrane, a do tego w aksamitnym etui zestaw 12 narzędzi, które wygladały jak chirurgiczne... Oblał mnie zimny pot. Miałam ochotę uciekać czym prędzej... Ale jak, zrobię przykrość przyjaciołom. Więc siedzę i patrzę z przerażeniem coraz większym. Nie ma widelca, czym to nabrać. Co tu sie je w ogóle??? I jak??? I ten krab wielki co wygląda jak tarantula... No ten to wprawił mnie w dreszcze. A moja koleżanka własnie zaczęła mi nakładać tego delikwenta. Po instruktażu jak obsłużyć opancerzonego zwierza zabrałam się drżącymi rękami do zabiegu chirurgicznego. No i w pewnym momencie jak ten nie wyskoczy w górę,jak nie przeleci nad stołem i bach! Wylądował na Panu w nienagannym garniturze, który siedział przy stoliku obok. No to koniec. Wojna polsko-flamandzka gotowa! I co teraz??? Co teraz??? Dobra, wstałam, wyprężyłam polską pierś przed siebie i ruszam do faceta, który od dłuższej chwili patrzy mi głęboko w oczy z niedowierzaniem. Podchodzę i mruczę pod nosem jak mantrę: sorry... sorry... sorry...pardon... pardon... pardon. W czasie wypowiadania mantry chwytam potwora pancernego w dłoń, drugą wygładzam Panu marynarkę i jak rak tyłem wycofuję się do swojego stolika wciąż brzęcząc pardon... sorry..... sorry. Wściekła walnęłam krabem o swój talerz! A co, niech wie potwór z morskich odmętów gdzie jego miejsce do cholery! I tak to było. Ponoć pierwszy raz pamięta się przez całe życie i z całą pewnością to prawda.

10 komentarzy:

  1. Oj, pamięta się, pamięta, zwłaszcza z krabem... ja jeszcze go nie przeżyłam ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. no istne pretty woman;-) i mówisz, że tak dłonią po marynarce?;- wdzisz poskutkowało, wojny niet;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano się udało:-). Gorzej ze znajomymi, byli trochę zawstydzeni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój pierwszy, krewetkowy raz...
    Miałam "przyjemność" jeść to "coś" będąc na gościnnych występach w Szwecji. Łypało na mnie małymi czarnymi punkcikami... brrrr...
    A odmówić nie wypadało....;))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tak; gdybym miała zawiązane oczy i brak jakiejkolwiek wiedzy na temat tego co jem, pewnie smakowałoby doskonale;)

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja w żyyyyyyyyyyyciu nie zjem czegoś co się na mnie gapi;-) za nic;-)więc z owoców morza pozstają mi only jakieś bezokie stworzonka, poprzedzone baryłką rumu;-) of course baryłka 0,3l, tak dla jasności;-) noooo może 0,5;-) i nie ma że nie wypada;-);-);-)

    OdpowiedzUsuń
  7. :-) Wiecie co? Czym dłużej Was znam tym bardziej Was lubię. I lubię tę szczerośc tutaj. Tak bardzo brakuje tego na zewnątrz niektórym ludziom. Mam olbbrzymiego banana na gębie teraz i to Wasza zasługa a Jazz dopełniła wszystkiego na deser. Bużka kochani

    OdpowiedzUsuń
  8. I wiesz co Jazz mam takie dziwne wrażenie, że znam Cię z reala. Albo masz sposób wypowiadania się podobny do kogoś z mojego otoczenia. Może to to.

    OdpowiedzUsuń
  9. wooow no teraz to ja mam kilogram bananów na twarzy;-);-);-) co do czy się znamy czy nie.. hmmm nigdy nic nie wiadomo, świat jest bardzo mały, i może kiedyś, gdzieś się nasze drogi przecięły;-) ale na dolnym śląsku byłam raz w legnicy po mój kochany samochodzik, pamiętam jak dzisiaj bo 4h na d.... w jedną stronę się pamięta dłuuuuugo;-)

    OdpowiedzUsuń