Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

niedziela, 10 stycznia 2010

Coś innego... PLaneta Ziemia

Nadjechała taksówka. Kierowca wysiadł z samochodu i pomógł kobiecie włożyć walizkę do bagażnika.


Ruszyli w kierunku lotniska. Anna patrzyła przez szybę. Deszcz mocno smagał ją strugami wody. Czasem jedna kropla odrywała się od pozostałych i spływała wolniutko po szybie, by chwilę później stoczyć się na ziemię, wprost w olbrzymie kałuże. Anna obserwowała drogę tych samotnych kropli, które po chwili jednoczyły się.

- 100 denarów- głos kierowcy wyrwał ją z zamyślenia

- 100 denarów za kurs … Jesteśmy na lotnisku.

Anna zabrała bagaż i udała się w kierunku terminala.

Na lotnisku kłębiły się tłumy ludzi. Mówili w różnych językach. Było tu tak głośno, że Anna nie mogła czasem odróżnić kto w jakim języku mówi.

Była na największym na świecie lotnisku. Co 10 sekund startował lub lądował samolot. Olbrzymie huczące maszyny ociężale podnosiły swe cielska z pasa, by po chwili z lekkością ważki wzbić się w powietrze.

- „W tym miejscu przecinają się wszystkie ludzkie szlaki. W ciągu jednego dnia samoloty z tego lotniska polecą prawie w każdy zakątek Ziemi.„- pomyślała.

Nagle to miejsce skojarzyło jej się z pustynią … Z karawanami przemierzającymi gorące piaski … Poszukującymi oazy, by ugasić pragnienie i chwilę odetchnąć w cieniu daktylowców …

-„Pasażerowie lecący do Jamaratu - nr lotu 7371 proszeni są o zgłaszanie się do odprawy paszportowej i kontroli celnej. Przypominamy, że w bagażu podręcznym nie można przenosić metalowych ani twardych plastykowych przedmiotów.

Pasażerowie lecący do Jamaratu …

Anna udała się w kierunku odprawy paszportowej i celnej.

- Dzień dobry, proszę o Pani paszport i wizę.

Położyła dokumenty na blacie.

- Dziękuję. Proszę przejść do kontroli osobistej.

Kontrola osobista … To stała praktyka na lotniskach od 3 lat. Od wielkiego zamachu w terminalu na lotnisku Abrahama. Zginęło wtedy 9 tysięcy osób. Jeden człowiek, jedna bomba … 9 tysięcy grobów.

Teraz każdy pasażer samolotu musi poddać się kontroli osobistej. Sprawdzany jest bagaż, ubranie, ciało … Bardzo dokładnie. To nieprzyjemne doświadczenie, być tak dotykanym, tak osobiście. To cena za komfort podróży samolotem. Czasem nie ma innego środka transportu, kiedy się jedzie na drugą stronę kuli ziemskiej. Panuje powszechny strach … Każdy jest sprawdzany bardzo dokładnie.

Anna przypomniała sobie czasy, kiedy latała z mamą na wakacje na Wyspę Kota. Wtedy wystarczył paszport, bo nikt nie bał się drugiego. Ludzie ufali sobie. Wsiadali do samolotu i lecieli… Czerpali przyjemność z samego lotu. Jedli, rozmawiali, zawierali znajomości na pokładzie. Byli uśmiechnięci. Cenili wolność, po Wielkiej Wojnie.

Rozejrzała się wokół siebie. Patrzyła na ludzi. Obok stała skośnooka kobieta. Coś wykrzykiwała, kiedy wyrzucono jej rzeczy z walizki na stolik. Za nią stał mężczyzna, czarnoskóry. Był cały spocony i bardzo ciężko oddychał. Nic nie mówił, nie denerwował się. Jednak jego twarz była jakaś smutna, bez wyrazu. Jakby wytopiona z wosku.

Anna znów wróciła myślami do przeszłości …



Patrzyła przez okno w samolocie na uciekającą w dole Ziemię. Trochę się bała, więc ściskała mamę za rękę. Wiedziała, że ten strach minie, kiedy samolot osiągnie pułap. Wtedy poczuje ulgę i będzie się cieszyć, że jadą razem na wakacje na Wyspę Kota.

Jeździły tam od czasów, kiedy pamięta. To było piękne miejsce. Taki mały raj.

Wyspa była złoto piaszczysta a jednocześnie pokryta zielenią, która skradała się tuż pod sam brzeg oceanu. Godzinami wylegiwały się z mamą na plaży. Rozmawiały … Rozmawiały o wszystkim co umyka, ale te rozmowy nigdy Annie nie umknęły.

Mama opowiedziała jej kiedyś legendę o tym miejscu, które nazywano Wyspą Kota.

„ Żył kiedyś pewien człowiek, który stracił swoją córkę, żonę i matkę. Wszyscy zginęli w czasie wojny. Zbuntował się przeciwko Bogu, bo nie mógł zrozumieć, dlaczego Ten tak go doświadczył. Był człowiekiem uczciwym i bardzo wierzącym. Walczył odważnie starając się nie naruszać reguł boskich przykazań.

I nagle ten cios … Zburzył wszystko… Cały jego świat miłości. Jedyne, co ocalało w jego sercu, miało tylko jedno imię – Cierpienie. W duszy, którą zrodziło światło czystego serca, powstał mrok . On dał początek zemście i nienawiści, dał początek śmierci. Ponoć jego własnej „– tak mówiła mama.

Mężczyzna z piękna uczynił szkaradztwo… Jednak jego Dusza wciąż pamiętała piękno, jego smak i zapach. Nigdy nie oswoiła się z nową sytuacją. Dlatego mężczyzna ten zawsze nosił w sercu gorycz, bo ani zemsta ani strach i ból, nie przyniosły mu ulgi. Legenda głosi, że pewnego dnia postanowił oddać swoje życie wodom, by ugasić swoje cierpienie. Przywiązał do szyi kamień i skoczył do oceanu. Jednak Bóg nie mógł go przyjąć gdyż splamił swe serce … Nie chciał go również Szatan, bo resztka piękna wciąż tkwiła w jego duszy. Wzburzył się wtedy ocean i wyrzucił człowieka na brzeg, lecz pod inną postacią.

Mężczyzna został zakuty w ciało Kota, który otrzymał siedem żyć. Każde miało być pokutą za zwątpienie, miało być wspomnieniem szczęścia i cierpienia.

Ponoć Kot, który wyszedł z piany oceanu jest błękitny jak jego odmęty i równie niebezpieczny jak jego gniew.

- Jednak kiedy ktoś bardzo wierzy w to co robi i czyni to z miłości, kot wychodzi z lasu, by pomóc człowiekowi. Tak spłaca swój dług.

- Naprawdę mamo?- spytała Anna
- Nie wiem kochanie. Tak mówią tubylcy. Dlatego wyspę tę nazwano Wyspą Kota. „

Samolot do Jamaratu wzbił się w powietrze.

Na wspomnienie o mamie Annie napłynęły łzy. To już 3 lata od jej tragicznej śmierci…

Wygodnie usiadła w fotelu.

- Dla Pani kawa czy herbata ? – spytała stewardesa

- Poproszę herbatę.

- Oczywiście, kawa w Pani stanie nie jest wskazana. – stewardesa ze zrozumieniem pokiwała głową.

Anna postawiła herbatę. Położyła dłoń na brzuchu. Robił się coraz bardziej okrągły.

Ziemia pod Anną uciekała. Z minuty na minutę, olbrzymie budynki, wielopasmowe drogi, zamieniały się w ziarenka … maleńkie ziarenka piasku. Z tej wysokości spojrzenie na Ziemię zmieniało kontekst. Wszystko było niby w zasięgu ręki, a jednocześnie tak irracjonalnie małe, że prawie nierzeczywiste. Ziemia, taka mała piaskownica a jednocześnie tak wielka, że samemu trudno ją ogarnąć…

Zrobiło się tak dziwnie mlecznie … Rzeczywistość jakby straciła ostrość i kontrast. Ucichł huk silników, zapach herbaty ulotnił się … Anna nagle uświadomiła sobie, że nie jest już w samolocie.

Była … Gdzieś … Rozejrzała się dookoła, ale nie mogła niczego dostrzec, żadnego konturu, zarysów jakiś przedmiotów. Wszystko było jakby rozmyte …





„Jestem w wodzie. Boże tonę !” – Anna była przerażona próbowała wykonać jakiś ruch, aby wydostać się na powierzchnię. Próbowała ruszyć ręką, ale nie mogła. Ktoś skrępował jej ciało. Dookoła było ciasno, przerażająco ciasno.

Nagle przerażenie ustało. Anna uświadomiła sobie, że wcale nie tonie. Nie może utonąć, bo nie oddycha. Nie oddychała też przed minutą. Nie oddycha !


Starała się dokładnie przyjrzeć otoczeniu. Była zanurzona w płynie. To nie była jednak woda. Płyn był lepki i ciepły. Był przyjemny dla skóry, taki otulny.

Gdzieś z bliska dobiegał ją dziwny dźwięk . Przypominał coś … Coś jakby stłumione rytmiczne uderzenia. Ten dźwięk był znajomy i całkiem ją wyciszył.

To absurdalne, ale poczuła się bezpiecznie, właśnie tu, w tym dziwnym miejscu, w którym nie oddychała.

„Ten dźwięk to bicie serca”

„Nie mojego serca”.

Dźwięk dobiegał z góry, więc ona musiała znajdować się pod czyimś sercem…

I w jednej chwili zrozumiała!

Anna była w łonie. Była wewnątrz innej istoty. Tak blisko jej serca, że prawie czuła jakby biło w niej samej.

 Jestem i żyję.”

Poczuła przypływ miłości. Uczucie w nieokiełznany sposób narastało w niej, jakby chciało eksplodować.


Wszechogarniającą bliskość drugiego człowieka jakiej nigdy nie doświadczyła. To tak, jakby jej duszę wpisano w cudze istnienie. Spełnienie …

Odwieczne pragnienie jedności …

Już na zawsze chciała tutaj zostać. A więc to jest niebo, którego szukałam?



Powoli myśli wyciszały umysł a huk silników zaczął się oddalać. Anę ogarnęła błogość i cisza.



Kiedy się obudziła nie była już w samolocie. Była w jakimś ciasnym, ciemnym pomieszczeniu.

„przerażona zaczęła szukać po omacku wyjścia, ale nie mogła się ruszyć. Jej ciało było czymś skrępowane. Zaczęła wpadać w panikę. „- To kolejny zamach”- pomyślała. Na chwilę ustała w konwulsjach szarpaniny i zaczęła nasłuchiwać. Dźwięki samolotu nie dobiegały, a więc wylądowali. Może ktoś podał jej środek nasenny do herbaty, skoro nie pamięta, jak się tu znalazła. Przerażenie znów zaczęło narastać, kiedy uswiadomiła sobie



 Proszę Pani ! Proszę zapiąć pasy ! Lądujemy !

„ Dziękujemy Państwu za lot. Jesteśmy na lotnisku w Jamaracie. Na zewnątrz panuje temperatura 31 stopni C. Mam nadzieję, że miło spędziliście Państwo czas na pokładzie samolotu linii Air Angels. Dziękujemy i do zobaczenia !” – głos stewardesy ostatecznie wyrwał Annę z sennego marzenia.

8 komentarzy:

  1. powieść.. podziwiam.. ja nigdy nie była bym na tyle kosnekwentna i wytrwała by pisać coś dłuższego niż stronaA4 nooo w porywach dwie, na dodatek moja choatycznośc nie pozwala na zapamiętanie na duższą metę wątków, tak aby łączyły się w sensowną całość,dlatego tym bardziej chylę czoło... no i będę zerkać co dalej z Anną;-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. grunt to dobry początek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuję Jazz i Mauro. raczej jestem powolna w tym. Kilka stron na rok. Idzie jak krew z nosa

    OdpowiedzUsuń
  4. to tym bardziej podziwiam, ja po paru gdozinach a czasem chwilach tracę wątek;-) a tak poważnie to pisze się wtedy, kiedy się pisze, bo na siłe nie ma nic... ;-) ważne, aby sprawiało przyjemność;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bałagn zdaniowy, zapisywanie raczej myśli. Tak to idzie. Za dobre słowo buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. a buziaki to jest to co tygryski lubią najbardziej;-) + przytulaki, a toooo tak na marginesie w razie "w";-);-);-)

    Ps. ale ten Twój bałagan łączy sie w jakąś całość, więc ma sens.. a znaleźć sens w bałaganie o to jest sztuka;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. aaaaaaaa czasem coś złoże składnie;-) zważywczy, że i miejsce i chwila po temu;-)

    OdpowiedzUsuń