Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

wtorek, 5 stycznia 2010

Mule po żeglarsku, czyli "Moules mariniere"

Wszystkim, którzy kochają owoce morza dedykuję ten przepis. Oczywiście nie ja go wymyśliłam, tylko Francuzi! To prosty przepis i szybki w realizacji a efekt murowany. Ja uwielbiam owoce morza. Zawsze mówię o nich: " moje kochane robaczki". Choć owoce morza, to również ryby. Szczególnie teraz, kiedy zimno na zewnątrz, bierze mnie chcica na te żyjątka z atawistycznej big macicy - oceanu. I coś w tym jest. Mule, krewetki, langusty, kraby i homary, małże Św. Jakuba i przegrzebki i kalmary i ośmiornice i wszyscy towarzysze podwodnego świata  mają wysokie stężenie łatwo przyswajalnego białka. Co więcej kwasy omega i masę witamin i mikroelementów. Ale po prostu piorunujące dawki. BYć może dlatego nazywane są afrodyzjakami. No bo po takiej bombie witaminowej i białkowej jak może zachowywać się człowiek w towarzystwie ukochanego, czy ukochanej? NO jak??? :-).  Zawsze może zanurkować w wannie wraz ze swoim daniem i myśleć, że jest w oceanie!

A więc potrzebujemy:

2 kg żywych muli ( mogą być mrożone, jeśli już mrożone to pyszne są nowozelandzkie )
2 szklanki białego wytrawnego wina, najlepiej Waszego ulubionego
6 posiekanych szalotek a jeśli nie dostaniecie to po prosyu zwykłej cebuli
bouguet garni ( mieszan ziół- podam niżej)
pieprz czarny
chrupiąca bagietka z masłem do podania lub jedzcie same, bo pyszne.
Łyżka masła

Bouguet garni:
To francuski bukiet ziół zamknięty w lnianym lub bawełnianym woreczku, lub przewiązny sznurkiem. Jego skład jest zmienny w zależności do jakej potrawy jest dodawany. Jednak często się powtarzają te same skłdniki jak pietruszka, czy liśc laurowy.  Ja daję: 3, 4 gałązki świeżego tymianku, 3 gałązki świeżej pietruszki, 4 liście laurowe. KIedy nie mam woreczka wrzucam wszystko luzem a co? Wyłowi się!

Jeśli mule nie są oczyszczone, trzeba je najpierw oczyścić, zrywając nożem pod bieżącą wodą wszystkie narośle z muszli. Jeśl mule są żywe, czyli kupione w wodzie, wyrzucam każdą, która jest otwarta a nie zamyka się po naciśnięciu ręką.
W dużej, głębokiej patelni lub rondlu rozgrzewam masło, wrzucam szalotkę, bukiet ziół i wlewam wino i dodaję pieprz. Doprowadzam do wrzenia Teraz dodaję mule. Gotuję ok. 10 minut na dużym ogniu, aż się otworzą, często je mieszając. Muszle, które pozostały zamknięte wyrzucam. Są nieświeże..  Jeśli po dodaniu muli do garnka na kilka minut przestanie wrzeć, trzeba przedłużyć gotowanie o te minuty. Do tego bagietka, białe wino i jemy palcami. Podaje się misy z wodą, które mogą być z płatkami róż lub plastrami cytryny do przemywania dłoni. Mule można jeść nabierając mięso połowką muszli. Kto lubi bardziej słone, może sobie trochę posolić. Na zdrowie!

4 komentarze:

  1. Ja protestuję!!!!!!!! Tyle mniamuśnych przepisów się ostatnio pojawia, że oszaleć można. I zaślinić się na śmierć. To już chyba piąty przepis do wypróbowania w tym tygodniu! Klęska urodzaju :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Spróbuje wszystkiego, bo mam szalony apetyt na życie, na nieznane... ale żeby za tym przepadać? Co to to nie!;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmmm staram się naprawdę, i taaaaaak i taaaaak ale no kurczę, jakoś nie mogę się przelamać, nożeby mi coś po talerzu się ruszało, ostatnio byłam z koleżanką na papu ona własnie zapodała sobie tacunie z owocami morza, a ja tradycyjnie kurczaka pooooo... no uwierz myślałam, że tego kuraka nie skonsumuje.. ale jest światłeko w tunelu podobno kwestia motywacji o osoby, która stara się zmotywować.. więc może ulegnę;-)bo już jestem motywowana ostro, no i jeszcze teraz Twoje opisy.. powoli zaczynam łączyć te zyjatka z pokarmem haha Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc dla Was zamieszczam powyżej opis historii, jakie były moje pierwsze kontakty z tymi żyjątkami. A nieco traumatyczne! A pomimo tego uległam ich urokowi osobistemu. No bo przecież, czyż ich aparycja nie wprawia w przerażenie??? :-)

    OdpowiedzUsuń