Butterfly i prośba do czytelników
autor: Izabela Sikorska
wtorek, 31 sierpnia 2010
Jestem
Jak spadochrony dmuchawca
Rozwiewane na wietrze
Ale jestem
Jednym z miliardów nasienia
Spokojem mamy
Hukiem wojny
Zabobonem
Smutkiem i radością
Jestem łonem
Jestem powietrzem
Nie ma mnie
a jestem
Dziś: I.S.
Sałatka z grillowanych warzyw
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
CHOPIN - co kocham
Lotnica zadała mi zadanie. Mam napisać 10 rzeczy, które najbardziej lubię. NIe wiem, czy to rzeczy i napiszę to co kocham, bo lubie zbyt wiele. Kocham Chopina.
1. Chopin. Kocham go. Od dziecka dźwiek pianina i fortepianu wywołuje we mnie cudowną nostalgię. I zawsze tak było. W domu, włączam jego muzykę, siedzę i dumam, slucham, czasem gdy muzyka porwie moje serce, to dosłownie. Kiedy widzę, lub czuje piekno, które przerasta mój umysł, łza sama spływa. Wtedy wiem całą sobą, że życie, to wielki dar a odczuwanie piękna, to zlota odznaka. Dziekuję za odznakę:)
2. Moje dzieci, są esencją przetrwania, słuchają ze mną Chopina.
3. Poezję. Jest słowem człowieka wypływającym z serca. Tak żałuję, że Baczyński zginął. Poznaliśmy poetę młodego, jaki by był, gdyby nie zginął ...
4. Kocham ludzi, za umiejętność mówienia prawdy, nie znoszę fałszu i niedomówienia.
5. Kocham Polskę. Pochodze z rodziny, która wiele migrowała przez wieki, w czasie drugiej wojny została prawie wymordowana. Pozostała nas garstka... Mam olbrzymie przywiązanie do ziemi, do jej rytmu pór roku. Kocham deszcz i słońce. Uciekłam z dużego miasta na wieś, tak jak przez wieki uciekała moja rodzina. Odnalazlam swoj dom.
6. Kocham swój dom. Szukałam go 35 lat. To mój dom, a w nim rozbrykane dzieci, sluchaja ze mna Chopina.
7. Kocham Polskę. Zapach jej ziemi czarnej. NIe umiem bez niej żyć. Nie zrozumcie mnie źle, byłam na emigracji, serce mi pękło.
8. Kiedy słyszę klekot bociana wiem, że jest jeszcze lato. Potem odchodzą moi piekni panowie w biało-czarnych frakach z szapoklakiem na głowie. Dosiadam wtedy swego pięknego konia i gnam cwałem na przeciw złotej jesieni. Bo kocham
9. Konie, od dziecka. I jest to trudna miłość. Moja najlepsza przyjaciólka zginęła na koniach. Byłam długo w żałobie, lat 17, powróciłam do siodła. I jestem szczęśliwa. Moje cudowne konie... Wiatr we włosach, zapach igliwia, tupot kopyt...że ona tez się cieszy, ze wyszłam znowu do domu.
10. Kocham ludzi, bo są inspiracją. :)
niedziela, 29 sierpnia 2010
Chleb staropolski i piosenka
PRZEPIS NA CHLEB STAROPOLSKI W POŚCIE PONIŻEJ. COŚ POCHRZANIŁAM I WYSZLY DWA POSTY A MIAŁ BYC JEDEN. SĄ ZE SOBĄ ZWIĄZANE EMOCJONALNIE :)
WEJDŹCIE W POST Z SIERPNIA TEGO SAMEGO DNIA P.T. CHLEB STAROPOLSKI
Chleb staropolski
wtorek, 24 sierpnia 2010
Zakwas na chleb naszych przodków
czwartek, 19 sierpnia 2010
Żur tajemniczej Pani w meloniku
niedziela, 15 sierpnia 2010
Łosoś inspirowany Skandynawią
Po drugie, celem bloga było zachęcenie tych, co nigdy nie gotują, żeby zaczęli to robić. Dla swojego zdrowia, bo tylko tak można kontrolować co faktycznie jemy a nie co nam mówią, że zjemy i dla własnego szczęścia. Cały czas widzę ludzi którzy pośpiesznie jedzą w pracy, przed laptopem, byle co i byle jak, ale przede wszystkim SAMI. Kultura jedzenia zanika, a zawsze był to ważny element kultury każdego narodu. To symbol zbliżenia. Przykłady: Ostatnia Wieczerza, tradycja Szabasu, uczty wojowników na dzień przed walką... NIe możemy pozwolić, by w naszych kuchniach nie kipiały wesoło zupy, by dzieci rozpoznawały tylko coca-colę i McDonalda. Zasiadająca rodzina do stołu, poświęca sobie czas i uwagę. Rozmawiamy wtedy, omawiamy miniony dzień Jesteśmy RAZEM. Gotujcie a będziecie szczęśliwi!
Pora na Łososia.
POTRZEBUJEMY
- jedną sztukę wyżej wyienionego bohatera, czyli łososia
- 3 gałązki koperku
- 1 cytrynę
- musztardę sarepską ( łagodną generalnie )
- pieprz i sól do smaku
- 3 łyżki oliwy do smażenia i łyżka masła
- opcjonalnie białe, wytrawne wino lub woda do zdeglasowania sosu
Rybę sprawiamy i dzwonkujemy, chyba, że kupiliście gotowe płaty lub steki łososia. Skrapiamy go sokiem z 1/2 cytryny i solimy. Wstawiamy na 10-30 minut do lodówki. Można to zrobić dzień wcześniej wieczorem i zostawić do obiadu nastepnego dnia. Wyciągamy łososia z marynaty i zostawiamy ją. Bedzie potrzebna do sosu. Pędzlem smarujemy musztardą każdy kawałek łosia i wrzucamy na patelnię na rozgrzany tłuszcz. Smażymy rybę z obu stron na złoty kolor, wyciągamy na talerz, przykrywamy folią aluminiową, żeby nie stygła a na patelnię wlewamy sok z marynaty. Fachowo ta czynność nazywa się deglasowaniem. Dodajemy sok z drugiej połowy cytryny, dwie, trzy łyżki musztardy i wodę lub białe wino, jeżeli płynu jest zbyt mało ( trzy łyżki do pięciu płynu- nie więcej) Mieszamy sos, żeby się nie przypalił a kiedy zgęstnieje ściągamy patelnię. Każdy kawałek łosia smarujemy maslem, polewamy sosem, posypujemy świeżym koperkiem.
Mała tajemnica: jeżeli skropionąa sokiem i posypaną solą rybę wsatwicie na noc do lodówki, uwolni płyn. W tym płynie beędzie rybny aromat, który znakomicie oszuka potrzebny do skonytuweania tego sosu wywar rybny. Tak jak w moim przepisie. To duża oszczędność czasu i produktów. Dodanie wina, zwiększy głębie smaku. Smacznego i szybkiego dania!
środa, 11 sierpnia 2010
Atomy międzyplanetrane. Poezja.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Bruschetta, wybory i emigranci.
Pięć godzin zajęła nam wyprawa i głosowanie. W piekielnym upale, 41 stopni w cieniu. Szliśmy przez dwa rzymskie wzgórza, szukając cienia drzew i hydrantów z wodą. Co kilkanaście minut siadałam w cieniu, by odetchnąć. Sukienka oblepiała moje ciało. Dobrnęliśmy do parku. Tylko on dzielił nas już od ambasady. Po środku alejki orkiestra we frakach grała piękną muzykę. Jej dźwięki rezonowały z falującym od gorąca powietrzem. Tuż na przeciwko orkiestry rozpościerała się wspaniała panorama Rzymu. Byliśmy na jednym z siedmiu wzgórz, na którym wybudowano to boskie miasto. Widok zapierający dech, ta muzyka, upał... Czułam się jak w mirażu. Część zewnętrznego świata, wydawała się być nierealna. Tak tu pięknie. Za każdym zakrętem, drzewem... Czai się architektoniczne dzieło sztuki. Zwykła bursa, centrum jakieś tam, willa... Prawie każdy budynek jest piękny. Otoczony kwiatami, fontanny. Co trzeba mieć w sercu, by tworzyć takie rzeczy, by w taki sposób uszczęśliwiać pokolenia? Operę?
Po długiej drodze, która rozpuściła podeszwy moich sandałów, dobrnęliśmy do celu. Kolejka masakryczna. Dużo duchownych z Watykanu. Ale naród raczej milczący. To było smutne. Weszłam na chwilę do Polski, myśląc, że sobie porozmawiamy, zagadniemy do siebie. Nie. Długa kolejka milczących ludzi, podejrzliwie na siebie patrzących: "A Ty na kogo? No na kogo zagłosujesz?". Wrzuciłam głos i wyszłam bardzo smutna. Nie ma solidarności w narodzie, jest gorzej, niż było. Podział się wzmacnia, to wszystko przestaje mieć związek ze zdrową demokracją. Nie, nie chcę teraz o tym myśleć. Chcę znów jeszcze przez chwilę, zanim dopadnie mnie rzeczywistość mojej ojczyzny, cieszyć się pięknem. Polska nie zmieniła się od rozbiorów.
Metro! Pod ziemią znacznie chłodniej. Ufff... Jaka ulga. Jedziemy nad Morze Tyreńskie. Plaża! Hurra! Wpadam do morza niczym z procy. Boże, jaka ulga. Jak cudownie chłodno. Panowie o innym kolorze skóry co chwilę przechodząc plażą, namawiają do kokosa z lodu, drinków, chłodzonych melonów i arbuzów. Na horyzoncie żaglowce. Cudownie.. Jednak obserwując mężczyzn żal ściska mi gardło. Jest 41 stopni w cieniu! Oni w ubraniach, targają za sobą swoje wózki wypełnione napojami i przekąskami. Jednego z nich spotkam w drodze powrotnej w metrze. Będzie siedział na ziemi z wyczerpania, smutny, samotny... Emigrant o innym kolorze skóry.
Zaczynam być głodna. Choć w ustach wciąż niesmak. Włoch z betonowego pieca wyciąga gorące grzanki: bruschetta!
Potrzebujemy:
- bułki krojone w poprzek, najlepiej ciabatta
- pomidory
- oliwę z pierwszego tłoczenia
- garść świeżej bazylii
- czosnek
- sól i pieprz
- mozarellę lub świeżo tarty parmezan
Grzanki opiekamy, gorące nacieramy ząbkami czosnku, skrapiamy oliwą i sokiem z wydrążonych z gniazd nasiennych pomidorów. Obrane ze skórki i wydrążone z nasion pomidory, kroimy w nieduże cząstki, kładziemy je na grzankach, posypujemy tartym parmezanem, lub pecorino, lub kładziemy mozarellę. Posypujemy listkami bazylii, skrapiamy całość oliwą, pieprz i sól do smaku. Kto lubi ostrzej,. może skropić przystawkę octem balsamicznym lub bianco. Pychota!
p.s. Wracając z wyborów spotkałam panią w meloniku. Podała mi świetny przepis na żur! O tym już w następnym poście.