Dla wszystkich, którzy walczą z melancholią stworzono tartę z gruszkami. Francuz, który ją wymyślił przelał w nią wiele miłości. Jak spróbujecie, będzie wiedzieli o co mi chodzi. Więc może dziś, przy niedzieli zrobicie tartę do popołudniowej kawki?
Potrzebujemy:
4 niezaduże gruszki ( Uwaga! Mogą być jabłka zamiast gruszek)
Szklanki białego wytrawnego wina
1/2 szklanki miodu
szklanki wody
1 korę cynamonu
1/2 laski wanilii
2-3 goździki (gwoździki)
1/4 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
2/3 szklanki śmietany min. 18 % procent
3 duże jaja
Skórkę z jednej cytryny
2,3 łyżki soku z cytryny
łyżkę cukru brązowego
Na kruche ciasto:
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
2 łyżki cukru
jedą kostkę masła
1 jajo rozmącone z jedną łyżką wody
malutka szczypta soli
Uwaga! Cytrynę dokładnie wyszorować pod bieżącą wodą, bo ich skórki są pryskane i woskowane.
Przygotowujemy najpierw ciasto, ponieważ będziemy musieli chłodzić je w lodówce 3 godziny. Jeżeli macie mikser, malakser lub blender to użyjcie go, bo będzie szybciej. Więc do naczynia od robta kuchennego wsypujemy mąkę, dodajemy cukier i sól i kilka sekund mieszamy wszystko mikserem. To po to, by napowietrzyć mąkę. Dodajemy teraz pokrojone w kawałki masło i znów kilkanaście sekund miksujemy. Na koniec rozmącone z wodą jajo. Miksujemy teraz tak długo, aż ciasto zrobi się kulką. Chodzi po prostu o to, by było elastyczne i bez grudek. Będzie się kleić do rąk, ale to przez dużą ilość masła. NIe martwcie się tym. Kiedy ciasto jest gotowe opruszamy je lekko mąką ze wszystkich stron i zawijamy w folię aluminiową. Wkładamy na minimum 3 godziny do lodówki. Jeżeli macie więcej czasu to dla ciasta będzie lepiej, kiedy włożymy je na całą noc do lodówki, a jeśli nie, to nic. Po trzech godzinach chłodzenia też wyjdzie.
Kiedy ciasto jest na Alasce zabieramy się za serce tarty. Bierzemy średniej wielkości garnek. łączymy kolejno składniki, wrzucająćc je do rondla: startą skórkę z cytryny, wodę, wino, miód, goździki, cukier, startą korę cynamonu, rozciętą i oskrobaną z nasionek wanilię, sok z cytryny i gruszki - obrane ze skórki z wyciętymi gniazdami nasiennymi. Każda pokrojona na cztery części. Gruszki gotujemy w syropie tak długo, aż widelec miękko będzie w nie wchodził.
Kiedy ciasto jest już schłodzone wyciągamy je, przez 20 minut ogrzewamy w temp. pokojowej i dzielimy nożem na dwie równe połówki. Na opruszonej mąką stolnicy wałkujemy w koło lub prostokąt ( kształt dostosowujemy w zależności od foremki do pieczenia). Forma okągła nie powinna mieć średnicy większej niż 1 cm ). Wałkujemy najpierw jeden kawałek ciasta ( na dno), potem drugi ( do przykrycia). Wykładamy płatem ciasta dno foremki, tak, aby krawędzie ciasta,wystawały ponad nią ( końcami połączymy dwie części ciasta). Nakłuwamy ciasto widelcem. Układamy gruszki w gwiazdę, czyli wzdłuż promienia koła, zgodnie ze wskazówkami zegara. W naczyniu do miksera mieszamy teraz pzostałe składniki: śmietanę, 3 jaja, 1/4 szklanki syropu z owoców i gałkę muszkatołową. Ostrożnie zalewamy miksturą gruszki poukładane na cieście. Teraz na wierzch kładziemy drugą część ciasta i zlepiamy końce spodu i wierzchu tarty. Nakłuwamy delikatnie widelcem. Dość gęsto, bo inacze ciasto pęknie w czasie pieczenia. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na około 35 minut. Tarta jest gotowa, kiedy jej wierzch stanie się złoty. W czasie pieczenia tarty podgrzewamy znowu syrop, który został nam z gruszek. Tak długo, aż płyny odparują a na dnie bedzie gęsty syrop. Wtedy zlewamy go do miseczki i schładzamy. Upieczoną tartę, studzimy wyciągamy z foremki. Podaną już na talerzyku polewamy syropem. I już, gotowe. Może trochę się trzeba przy niej narobić, ale ta tarta grzechu jest warta. Z całego serca życzę Wam smacznego!
Butterfly i prośba do czytelników
To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)
autor: Izabela Sikorska
autor: Izabela Sikorska
niedziela, 29 listopada 2009
sobota, 28 listopada 2009
piątek, 27 listopada 2009
Grzaniec wrocławski
Zbliżają się Andrzejki, więc podam jakiś miły przepis na małe, rozgrzewające co nieco.
Potrzebujemy:
Kory cynamonu ( startego na tarce, jedna płaska łyżeczka)
pół laski wanilii
gałkę muszkatołową - 1/3 łyżeczki
zmielony imbir- 1/3 łyżeczki
cukier trzcinowy, brązowy ( ja używam wie łyżki od zupy na 700 ml wina. Kto lubi słodsze, niech posłodzi według własnego smaku)
szczypta pieprzu ( nieduża)
Wino czerwone, wytwawne lub pół wytrawne
pół dużej pomarańczy pokrojonej najpierw w plasterki a potem w ósemki
limonka ( kilka plasterków + trochę startej skórki)
Wino rozgrzewamy w garnku i dodajemy kolejno przyprawy. Wanilię rozcinamy wdłuż i nożykiem wyciągamy ze środka nasionka. Wrzucamy teraz laskę i nasiona do wina. Na koniec wrzucamy cukier i maleńką szczyptę pieprzu czarnego oraz owoce: limonkę i pomarańczę. Doprowadzamy prawie do wrzenia, czyli kiedy pojawią się pierwsze bąbelki w płynie, ściągamy z ognia. Gorące wino nalewamy do kubeczków, lub wysokich szklanek, przybierając wierzch naczynia plasterkiem limonki i pomarańczy. Miłe zakończenie chłodnego wieczoru.
Potrzebujemy:
Kory cynamonu ( startego na tarce, jedna płaska łyżeczka)
pół laski wanilii
gałkę muszkatołową - 1/3 łyżeczki
zmielony imbir- 1/3 łyżeczki
cukier trzcinowy, brązowy ( ja używam wie łyżki od zupy na 700 ml wina. Kto lubi słodsze, niech posłodzi według własnego smaku)
szczypta pieprzu ( nieduża)
Wino czerwone, wytwawne lub pół wytrawne
pół dużej pomarańczy pokrojonej najpierw w plasterki a potem w ósemki
limonka ( kilka plasterków + trochę startej skórki)
Wino rozgrzewamy w garnku i dodajemy kolejno przyprawy. Wanilię rozcinamy wdłuż i nożykiem wyciągamy ze środka nasionka. Wrzucamy teraz laskę i nasiona do wina. Na koniec wrzucamy cukier i maleńką szczyptę pieprzu czarnego oraz owoce: limonkę i pomarańczę. Doprowadzamy prawie do wrzenia, czyli kiedy pojawią się pierwsze bąbelki w płynie, ściągamy z ognia. Gorące wino nalewamy do kubeczków, lub wysokich szklanek, przybierając wierzch naczynia plasterkiem limonki i pomarańczy. Miłe zakończenie chłodnego wieczoru.
Hala Targowa i swojska kiełbasa
Etykiety:
Hala Targowa Wrocław
Wrocławska Hala Targowa. Przychodzę tam od dziecka i do dziś jest to moje ulubione miejsce zakupów.
Ten wspaniały, neogotycki budynek we Wrocławiu został wybudowany według projektu Richarda Plüddemanna w latach 1906-08. W owym czasie oczywiście było to miasto Breslau. Nasze targowisko mieści się przy ul. Piaskowej, dawniej Sandstraße. Zanim powstała Hala, targ odbywał się na dzisiejszym pl. Nowy Targ. Wracając do wspólczesności przechadzałam się dziś między straganami podziwiając przepiękne barwy warzyw i owoców. Byłam mile zaskoczona, że u progu grudnia są w sprzedaży jeszcze podgrzybki i zielonki, zwane też gąskami. Miło robi się tam zakupy, bo sprzedawcy bardzo dużo uwagi poświęcają klientowi. Doradzą, pomogą. Prawdziwy cel mojej wizyty w Hali to jednak nie grzyby i nie warzywa. Pojechałam tam, bo zamierzam zrobić domowym sposobem szynkę i swojską kiełbasę. Mój tato wydobył w ubiegłym tygodniu po ponad trzydziestu latach domowej produkcji wędzarnię. Sam ją zbudował w czasie stanu wojennego. Wiadomo, kiedy pólki sklepowe były puste, trzeba było radzić sobie samemu. Więc wędziliśmy sami... Szyneczki, kiełbaski, no normalnie tak prawie w centrum Wrocławia. Takie to były czasy. Czemu więc nie powrócić do tradycyjnej metody wyrobu wędlin, tym bardziej, że pozbawione wielu ulepszaczy, będą zdrowsze dla moich maluchów kochanych. Przepis oczywiście pojawi się wkrótce.
Ten wspaniały, neogotycki budynek we Wrocławiu został wybudowany według projektu Richarda Plüddemanna w latach 1906-08. W owym czasie oczywiście było to miasto Breslau. Nasze targowisko mieści się przy ul. Piaskowej, dawniej Sandstraße. Zanim powstała Hala, targ odbywał się na dzisiejszym pl. Nowy Targ. Wracając do wspólczesności przechadzałam się dziś między straganami podziwiając przepiękne barwy warzyw i owoców. Byłam mile zaskoczona, że u progu grudnia są w sprzedaży jeszcze podgrzybki i zielonki, zwane też gąskami. Miło robi się tam zakupy, bo sprzedawcy bardzo dużo uwagi poświęcają klientowi. Doradzą, pomogą. Prawdziwy cel mojej wizyty w Hali to jednak nie grzyby i nie warzywa. Pojechałam tam, bo zamierzam zrobić domowym sposobem szynkę i swojską kiełbasę. Mój tato wydobył w ubiegłym tygodniu po ponad trzydziestu latach domowej produkcji wędzarnię. Sam ją zbudował w czasie stanu wojennego. Wiadomo, kiedy pólki sklepowe były puste, trzeba było radzić sobie samemu. Więc wędziliśmy sami... Szyneczki, kiełbaski, no normalnie tak prawie w centrum Wrocławia. Takie to były czasy. Czemu więc nie powrócić do tradycyjnej metody wyrobu wędlin, tym bardziej, że pozbawione wielu ulepszaczy, będą zdrowsze dla moich maluchów kochanych. Przepis oczywiście pojawi się wkrótce.
środa, 25 listopada 2009
boeuf bourguignon – wołowina po burgundzku podawana z puree
W sklepie koło domu życie szybko zweryfikowało moje potrzeby. Po pierwsze nie było Burgunda. Może to i lepiej, większa oszczędność. Zastąpiłam go innym czerwonym, wytrawnym winem. Zacznijmy od początku, co było potrzebne:
SKŁADNIKI:
Około 1 kg wołowiny, najlepiej pieczeni, ligawy lub rostbef
20 dkg surowego, wędzonego boczku
4 ząbki czosnku
1 duża marchew
1 por
1 duża cebula
4 duże pomidory
10-14 pieczarek ( w zależności od wielkości kapelusza)
10-14 cebulek perłowych lub kilka szalotek
1 bouquet garni:
2 gałązki świeżej pietruszki
2 gałązki świeżego tymianku
2-3 liście laurowe
1 łodyga selera naciowego
Wszystkie zioła związujemy razem lub wkładamy do specjalnego woreczka z gazy.
500 ml wywaru wołowego
350 ml czerwonego wina wytrawnego
Tłuszcze: masło, oliwa z oliwek lub olej słonecznikowy
Najpierw posiekam wszystko, aby mieć gotowe składniki. Kroję więc w kostkę boczek, marchewkę, cebulę ( tę zwykłą, nie perłową), czosnek,. Z pora biorę jego białą i jasno-zieloną część. Ciemno- zielone liście chowam do lodówki. Przydadzą się do zupy. Siekam por.
Wołowinę oczyszczam najpierw z błon i ścięgien. Dzięki temu będzie bardziej miękka. Jednak nie wyrzucam błon z kawałkami mięsa. Wkładam je do garnka i zalewam wodą w ilości 600 mililitrów. Otrzymam z tego wywar wołowy, potrzebny do dania. Zalewam większą ilością wody, bo część wyparuje. Jeśli jest zbyt mało wołowiny na wywar, można dodać tańszą wołowinę np.: pręgę. Pamiętajcie również, że wywar należy przygotować zanim zabierzemy się za danie główne. Smaczny bulion wołowy potrzebuje co najmniej 2 godzin na gotowanie. Wołowinę kroję w kostkę, wielkość nie gra znaczenia, aby kawałki nie były zbyt duże. Może być dwa centymetry na dwa, albo jak sami wolicie.
Kiedy mamy już bulion i wszystko pokrojone możemy przystąpić do robienia słynnego gulaszu.
W głębokiej patelni lub garnku roztapiamy trzy łyżki oleju i łyżkę masła. Do tego wrzucamy boczek i wytapiamy z niego tłuszcz. Kiedy boczek jest już rumiany odcedzamy go i przekładamy do miseczki. Teraz trzeba obsmażyć wołowinę. Wkładamy ją partiami, nie całą na raz, bo nie obsmaży się równomiernie. Więc najpierw jedną porcję rumienimy ze wszystkich stron, wyciągamy do miski i nakładamy następną. Kiedy cała wołowina jest zrumieniona i wyjęta już z garnka, do tego samego tłuszczu wrzucamy warzywa, kolejno: por, czosnek, cebulę, marchewkę. Blanszujemy. Kiedy warzywa zrobią się szkliste ( miarodajna jest głównie cebula), wlać wino i bulion, dodać pokrojone w ósemki pomidory, bouquet garni. Doprowadzić do wrzenia. Teraz dodajemy boczek i wołowinę. Wszystkie składniki muszą być przykryte płynem. Dodajemy sól i pieprz i przykrywamy garnek. Wszystko będzie się gotować na wolnym ogniu od 2 do 3 godzin. Możecie również zrobić to w żaroodpornym naczyniu wkładając do piekarnika rozgrzanego do 150 stopni C. Wtedy będzie to trwało około 2 godzin. Od czasu do czasu danie trzeba będzie zamieszać. Jeśli w między czasie zauważycie, że sos za bardzo odparował, dolejcie wina. I znów cierpliwie czekamy, aż smaki się połączą. Na pół godziny przed końcem gotowania ( lub pieczenia), roztapiamy na patelni masło i wrzucamy pokrojone pieczarki oraz cebulki. Ja nie dostałam u siebie w sklepie cebuli perłowej, zastąpiłam ją cebulą białą. Blanszujemy cebulę a pieczarki zrumieniamy. Kiedy są złote, przekładamy je do gulaszu. Gotujemy kolejne 30-45 minut i voila ! Danie gotowe. Teraz trzeba tylko zagęścić, jeśli ktoś chce. W tym celu 2 łyżki masła topimy na patelni i dodajemy dwie łyżki mąki pszennej. Mieszamy aż do uzyskania złotej zasmażki. Wlewamy powoli dwie chochle schłodzonego sosu z naszej wołowiny i mieszamy gotując, aż zgęstnieje. Zawartość patelni wlewamy do boeuf ‘a i zagotowujemy delikatnie mieszając. Kiedy sos zgęstnieje można podawać na stół. Warto przed tym popróbować, czy danie jest wystarczająco dosolone i popieprzone. ;-).
Można podawać z chrupiącym pieczywem, lub puree ziemniaczanym.
Puree najprostsze:
Ugotowane ziemniaki, odparować, utłuc w garnku, dodać łyżkę masła, śmietanę, sól i pieprz do smaku. Na wierzchu posyp koperkiem. Gotowe.
Puree serowo-ziemniaczane
Wszystko tak jak na górze, ale dodajemy dodatkowo starty ser żółty, taki, który najbardziej lubicie w ilości 30% w stosunku do ziemniaków. Masę mieszamy i wkładamy w żaroodpornym naczyniu do piekarnika o temperaturze 180 stopni. Kiedy masa zrobi się złota, puree gotowe.
Teraz już tylko zapalcie świece na stole i smacznego!
Do jutra dołączę zdjęcia.
wtorek, 24 listopada 2009
Żurek i spółka
Etykiety:
gulasz,
kuchnia francuska,
wołowina
Na początku był chaos... Nie, nie, nie... Na początku był żurek ;-). Teraz zbliża się czas Francji. Jako patriotka zaczęłam od kuchni polskiej, swoją drogą cudownej, bogatej w smaki i różnorodnej. I obiecuję, że szczegółowo zajmę się naszą kuchnią, ponieważ to sztuka kulinarna mająca ponad tysiącletnią tradycję. Nie może pójść w zapomnienie. Każdy region do dziś ma swoje charakterystyczne smaki. Nawet taki żurek występuje w wielu odmianach: mazurski, wielkopolski, śląski i t.d. Kuchnia polska to nie tylko pierogi i bigos.
Do naszej rodzimej kuchni będę wracała wielokrotnie, wytropię ją w antykwariatach, zdmuchnę z niej kurz... Ale skoro statek wypłynął już w morze...
Nadchodzi czas Francji i boeuf bourguignon, czyli wołowiny po burgundzku. I nie obędzie się bez czerwonego burgunda, bo słynny gulasz uwodzi smakiem tego wspaniałego trunku. Idę do sklepu po składniki.
Do naszej rodzimej kuchni będę wracała wielokrotnie, wytropię ją w antykwariatach, zdmuchnę z niej kurz... Ale skoro statek wypłynął już w morze...
Nadchodzi czas Francji i boeuf bourguignon, czyli wołowiny po burgundzku. I nie obędzie się bez czerwonego burgunda, bo słynny gulasz uwodzi smakiem tego wspaniałego trunku. Idę do sklepu po składniki.
poniedziałek, 23 listopada 2009
Narodziny Butterfly
Afrodyta powstała z morskiej piany...
Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
9 listopada
13 listopada 2009
Trzynastego w piątek. Nie wierzę w przesąd pecha tego dnia. Jeśli nie wierzę, to nic się nie stanie, bo wszystko jest kwestią wiary. Szaro, mokro, nieładnie.
To widok, który ukazuje się dziś moim i Waszym oczom. Ale to też nie jest wina tej daty, ponieważ od tygodnia mamy już taką pogodę.
Muszę zrobić obiad dla swojej rodziny. Coś co rozgrzewa i syci.
W głębi ogrodu pyszni się czerwienią zimowa jabłonka. Idę sprawdzić, czy jabłka już dojrzały. Zanim docieram, mam nogi mokre po kolana. Zrywam jabłko i mniam. Pyszne, chrupiące, winne i słodkie. Oberwę jabłonkę pomimo deszczu, bo szkoda mi tych jabłek. Co ja zrobię z taką ilością? Tu jest chyba ze sto kilogramów na drzewie.
Zrywam jabłka i myślę… Co ugotować na obiad. Wiem! Zrobię żurek.
Oberwałam pół jabłonki a jabłka przesypałam do wanny, żeby trochę wyschły. Idę gotować zupę.
ŻUR POLSKI
Ja osobiście nie zdążyłam zrobić zakwasu wcześniej, ale jest bardzo prosty do zrobienia. Jeżeli więc zaplanujecie żurek tydzień wcześniej zachęcam do przygotowania go samemu w domu. Jeśli nie będzie na to czasu, nic nie szkodzi. Gotowe są do kupienia w sklepie.
Zakwas na żur
Szklanka dobrej, żytniej mąki, trzy szklanki letniej wody, 5 dużych ząbków czosnku, łyżeczka soli morskiej, dwa, trzy listki laurowe, 10 ziaren ziela angielskiego, duża piętka czerstwego żytniego chleba (bez konserwantów, bo zakwas może się nie udać).
Przygotowanie: mąkę zalewamy letnią wodą i mieszamy dokładnie, aby nie było grudek. Potem dodajemy kolejno: listki laurowe (zwane też bobkowymi), ziele angielskie, pokrojone ząbki czosnku, a na wierzch kładziemy kromkę chleba. Zaczyn robimy w szklanym, lub glinianym naczyniu. Dobrze wymieszany zakwas przykrywamy ściereczką, albo gazą, by umożliwić dostęp powietrza. Odstawiamy płyn w ciepłe miejsce na tydzień, codziennie trzeba go zamieszać. Po tygodniu zakwas jest gotowy!
A teraz do dzieła.
Składniki:
1 kg mięsnych kości wieprzowych, lub kawałek trochę bardziej tłustego mięsa
ok. 0,5 kilograma wędzonych żeberek, lub innej wędzonki
pęczek włoszczyzny
0,5 litra zakwasu na żur
garść suszonych podgrzybków lub prawdziwków
4 kiełbasy śląskie, białe lub zwyczajna
4-5 ząbków czosnku
10 ziaren ziela angielskiego
2-3 liście laurowe
garść majeranku
szklanka śmietany
3 czubate łyżki mąki
sól i pieprz do smaku
Biorę kilogram bardzo mięsnych kości wieprzowych i pół kilograma wędzonych żeberek, też wieprzowych. Na tym przyrządzę wywar. Zalewam mięso wodą w dużym garnku i zaczynam gotować. Będę to robić powoli, około 1,5 godziny, zanim dodam włoszczyznę, czyli warzywa. Wolno gotowane mięso uwalnia do wody bogactwo aromatu. W ten sposób żurek zyska na jakości.
Po tym czasie dodaję obrane warzywa: marchewkę, korzeń i nać pietruszki, seler, por- jego białą i zieloną część. Znowu trzeba być cierpliwym, bo wszystko będzie się gotować kolejną godzinę pod przykryciem. Przykrywanie garnka, pozwala zmniejszyć zużycie energii potrzebnej do jego ogrzania nawet o 50%. Nakrywajmy pokrywką gotujące się garnki, bo zaoszczędzi na tym nasz portfel.
Uwierzcie mi robię to pierwszy raz i nie jest łatwo. Pisać o kimś to proste. Ale o sobie publicznie to zupełnie inna rzecz. Nawet jeśli do tego miejsca przywiodło mnie coś, co naprawdę kocham: jedzenie. Myślę, jak mam się z tego wszystkiego wytłumaczyć, jak wyjaśnić, czym jest dla mnie jedzenie, bo nie tylko codziennym spożywaniem posiłków. To dla mnie o wiele więcej. Czuję w tym magię, miłość i doskonałość. Od wielu lat szukam smaku doskonałego. Tak jak pianista szuka doskonałości dźwięku a malarz dotykając pędzlem farb, piękna ich wyrazu. Gotowanie jest swego rodzaju wirtuozerią, ponieważ łączy bezpośrednio twórcę z jego dziełem, nawet jeśli artysta poczynił spalony gulasz.
Spróbuję zamknąć oczy i przypomnieć sobie wszystko, co pierwsze z jedzeniem…
Kasza manna… Fe… Nienawidziłam jej! I ten kożuch! O nie, pierwsze wspomnienie nie jest najlepsze. Kluski posypane cukrem i polane śmietaną! Już lepiej…. Mrr. Leniwe pierogi, przypominam sobie…a! Knedle ze śliwkami. Pierogi ruskie mojej babci, mak świeżo ukręcony w maszynce- kradłam go babci, kiedy się odwracała. Jadłam surowe ciasto z makutry i co dziwne, nigdy mnie żołądek nie rozbolał. Zapach gorącego chleba prosto z piekarni. Często go kupowałam wracając ze szkoły. Piekarnia była na rogu Piastowskiej i Sienkiewicza i jest tam do dziś. Idąc skubałam chleb, aż była głęboka dziura. Lukier z pączków z cukierni Pączuś. Już nie istnieje ani taki lukier, ani pączki, ani cukiernia. Cóż, czas nie stoi, płynie przynosząc wciąż zmiany i nowości.
Moje pierwsze smaki- wspomnienia.13 listopada 2009
Trzynastego w piątek. Nie wierzę w przesąd pecha tego dnia. Jeśli nie wierzę, to nic się nie stanie, bo wszystko jest kwestią wiary. Szaro, mokro, nieładnie.
To widok, który ukazuje się dziś moim i Waszym oczom. Ale to też nie jest wina tej daty, ponieważ od tygodnia mamy już taką pogodę.
Muszę zrobić obiad dla swojej rodziny. Coś co rozgrzewa i syci.
W głębi ogrodu pyszni się czerwienią zimowa jabłonka. Idę sprawdzić, czy jabłka już dojrzały. Zanim docieram, mam nogi mokre po kolana. Zrywam jabłko i mniam. Pyszne, chrupiące, winne i słodkie. Oberwę jabłonkę pomimo deszczu, bo szkoda mi tych jabłek. Co ja zrobię z taką ilością? Tu jest chyba ze sto kilogramów na drzewie.
Zrywam jabłka i myślę… Co ugotować na obiad. Wiem! Zrobię żurek.
Oberwałam pół jabłonki a jabłka przesypałam do wanny, żeby trochę wyschły. Idę gotować zupę.
ŻUR POLSKI
Ja osobiście nie zdążyłam zrobić zakwasu wcześniej, ale jest bardzo prosty do zrobienia. Jeżeli więc zaplanujecie żurek tydzień wcześniej zachęcam do przygotowania go samemu w domu. Jeśli nie będzie na to czasu, nic nie szkodzi. Gotowe są do kupienia w sklepie.
Zakwas na żur
Szklanka dobrej, żytniej mąki, trzy szklanki letniej wody, 5 dużych ząbków czosnku, łyżeczka soli morskiej, dwa, trzy listki laurowe, 10 ziaren ziela angielskiego, duża piętka czerstwego żytniego chleba (bez konserwantów, bo zakwas może się nie udać).
Przygotowanie: mąkę zalewamy letnią wodą i mieszamy dokładnie, aby nie było grudek. Potem dodajemy kolejno: listki laurowe (zwane też bobkowymi), ziele angielskie, pokrojone ząbki czosnku, a na wierzch kładziemy kromkę chleba. Zaczyn robimy w szklanym, lub glinianym naczyniu. Dobrze wymieszany zakwas przykrywamy ściereczką, albo gazą, by umożliwić dostęp powietrza. Odstawiamy płyn w ciepłe miejsce na tydzień, codziennie trzeba go zamieszać. Po tygodniu zakwas jest gotowy!
A teraz do dzieła.
Składniki:
1 kg mięsnych kości wieprzowych, lub kawałek trochę bardziej tłustego mięsa
ok. 0,5 kilograma wędzonych żeberek, lub innej wędzonki
pęczek włoszczyzny
0,5 litra zakwasu na żur
garść suszonych podgrzybków lub prawdziwków
4 kiełbasy śląskie, białe lub zwyczajna
4-5 ząbków czosnku
10 ziaren ziela angielskiego
2-3 liście laurowe
garść majeranku
szklanka śmietany
3 czubate łyżki mąki
sól i pieprz do smaku
Biorę kilogram bardzo mięsnych kości wieprzowych i pół kilograma wędzonych żeberek, też wieprzowych. Na tym przyrządzę wywar. Zalewam mięso wodą w dużym garnku i zaczynam gotować. Będę to robić powoli, około 1,5 godziny, zanim dodam włoszczyznę, czyli warzywa. Wolno gotowane mięso uwalnia do wody bogactwo aromatu. W ten sposób żurek zyska na jakości.
Po tym czasie dodaję obrane warzywa: marchewkę, korzeń i nać pietruszki, seler, por- jego białą i zieloną część. Znowu trzeba być cierpliwym, bo wszystko będzie się gotować kolejną godzinę pod przykryciem. Przykrywanie garnka, pozwala zmniejszyć zużycie energii potrzebnej do jego ogrzania nawet o 50%. Nakrywajmy pokrywką gotujące się garnki, bo zaoszczędzi na tym nasz portfel.
I jeszcze garść suszonych podgrzybków… Wrzucam je osobno do garnuszka. Kiedy się trochę obgotują, będzie je można dodać razem z zakwasem na żur do wywaru warzywno-mięsnego. Po upływie godziny łyżką cedzakową wyciągam włoszczyznę i dodaję zakwas na żur, gotowane podgrzybki wraz z płynem, w którym się gotowały oraz cztery pokrojone w plasterki kiełbasy śląskie. Mogą być białe kiełbasy zamiast śląskiej, lub kiełbasa zwyczajna. Teraz przyprawy: garść majeranku, dwa liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego, cztery rozgniecione ząbki czosnku. I znów gotuję pod przykryciem godzinę na wolnym ogniu. Do zupy można wkroić też kilka ziemniaków, ja podam dziś swój żur inaczej. Ziemniaki zapiekę w folii w piekarniku i podam je na osobnym talerzu polane skwarkami. Może nie jest to dietetyczne, ale naprawdę pyszne.
Pod koniec gotowania do dużego kubka wlewam szklankę śmietany, chochlę gorącego żurku, po to, by zahartować śmietanę. Inaczej zwarzy się dodana bezpośrednio do gorącej zupy. Mieszam płyny i dosypuję trzy, cztery czubate łyżki mąki. Rozcieram, aby nie było grudek i wlewam do zupy. Jeszcze kwadrans i zabielona zupa będzie gotowa. Kiedy zupa przestygnie trochę, dodaje sól i pieprz do smaku. Nigdy nie dodaję do gorącej potrawy soli, ponieważ wtedy nie można wyczuć poziomu zasolenia. Dopiero, gdy danie przestygnie, możemy wyczuć na ile faktycznie jest słone.
Gdy wróci do domu moja rodzina podam żurek z gotowanym jajkiem, ziemniaczkami polanymi skwarkami i smacznego! Nie będę przeliczać kalorii, bo jest zimno i czuję, że mój organizm pragnie sytej i gorącej potrawy. Po prostu zjem tyle, aby nasycić pragnienie a nie obżerać się. Myślę, że to wystarczy.
Ten żurek to tylko jedna z wielu wariacji na temat tej polskiej zupy. Można go robić na wiele sposobów, to tylko jedna z moich propozycji.Zanim wszyscy wrócą do domu, muszę opróżnić wannę z jabłek. Co z tymi jabłkami zrobić?
Przynajmniej słońce przedarło się przez chmury. To nagroda za to, że nie uwierzyłam w pecha 13-go w piątek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)