Obserwuje od lat siebie i swoje otoczenie i sposób zmiany naszego stylu życia, który jak wróg niezauważalnie wkrada się do naszych dusz a co najgorsze domów.
Kiedy przywołuję wspomnienia z dzieciństwa, widzę tłumnie zgromadzoną rodzinę przy wielkim stole. Dorośli jedzą, śmieją się, opowiadają przeróżne historie od wspomnień wojennych, po radosne nowinki, kto co upolował w SAMIE ( tak nazywały się dawniej sklepy spożywcze w komunistycznej Polsce) i dzięki temu zasil stół. Najśmieszniejsze były burtery kartkowe, czyli wymiana kuponów np. z wódki na mięso, z czekolady na cukier, z butów na coś innego. Jakież było szczęście, kiedy udało się na lewo załatwić całą świnię na święta. Wtedy Pan Władzio, niczym Agent z Lepszego Świata transportował potajemnie do miasta całego wieprza po uboju i cała, wspaniała kilkudziesięciokilogramowa masa trafiała do naszej kuchni. Trzeba było ją podzielić na części, z pietyzmem oddzielić tłuszcz od mięsa i od skóry. Nic nie mogło się zmarnować. Wszystko było na wagę złota. Ogon, uszy, skóra, po najcenniejsze kąski, jak schab, czy szynka. Tak sprawiona tusza wieprzowa dawała wyżywienie co najmniej na pół roku dwupokoleniowej rodzinie. Nie wyrzucało się wtedy jedzenia do kosza, ani zgniłych owoców, ani chleba a już tym bardziej mięsa, które było artykułem delikatesowym. Byłam wtedy dzieckiem, ale zawsze uczestniczyłam w tym wielkim święcie przyjęcia pod nasz dach prawdziwej wiejskiej świni. Wiedziałam, że ją zabito i na początku było mi długo smutno, bo już wiedziałam wtedy co to znaczy zabić, czy umrzeć. Więc rozumiałam, że świni odebrano życie. Kiedyś podczas pracy w kuchni babcia zaczęła mi tłumaczyć, że tak jest już od tysięcy lat poukładany nasz świat, że jedne zwierzęta oddają swoje życie, by inne mogły żyć. Tak samo człowiek. Więc i ten wiejski wieprz, który żył sobie na wsi, pewnego dnia złożył swoje życie w ofierze dla innych istnień, by one dalej trwały. „Musimy jeść” mówiła babcia. „Jeżeli potraktujemy ją z szacunkiem, czyli zjemy ją w całości i nic się nie zmarnuje, to będzie oznaczało, że to zwierzę nie zginęło nadaremnie. To oznaczało z szacunkiem, jak również to, że świnia wiodła przed śmiercią radosne życie w chlewie wraz z resztą gawiedzi swej, mogła wolno biegać przed chlewnią i wdychać świeże powietrze i jadła to, co ludzie, czyli resztki z ich stołu. To była symbioza człowieka i świni taka sama jak Lwicy i antylopy. Wolno biegająca przez afrykańskie stepy antylopa jest szczęśliwa przez sam fakt swojej wolności i obcowania z własnym stadem. Nie wie, że jutro upoluje ją lwica, która jeśli nie zabije jej, zabije śmiercią głodową swoje własne dzieci. I tak ten łańcuch pokarmowy w ekosystemie trwał. Była symbioza i równowaga w przyrodzie, bo jak pamiętacie z biologii, gatunki zjadają jeden drugiego, dzięki temu zachowana zostaje równowaga ekosystemu, która daje równe szanse na istnienie osobnikom wielu gatunków. Jeśli jeden z nich, gatunków danego ekosystemu zwiększy gwałtownie swoją liczebność, wpłynie to na zaburzenie liczebności a nawet istnienia w ogóle- innego gatunku. Chodzi o selekcję naturalna i tak dalej i tak dalej. Nie chce was zanudzać. Chce tylko powiedzieć, że we współczesnym świecie z całą pewnością ta równowaga jest zaburzona, dlatego właśnie istnieje od dawna coś takiego jak Czarna Księga Zagrożonych Gatunków. I nikt inny jak my ludzie niszczymy ekosystemy przyrody. Niszczymy je, bo żyjemy w świecie masowej konsumpcji, wszystko jest konsumpcyjne, nawet sam człowiek, nasze ciała i myśli też są do skonsumowania. Sprzedaje się je w reklamach, prasie, telewizji.
W ten sposób zniewoleni, małe trybiki w wielkiej światowej machinie zagłady. Dlaczego zagłady?
Zdjęcie pochodzi ze strony Dziennik.pl