Butterfly i prośba do czytelników

To kulinarna podróż przez smaki świata, w poszukiwaniu smaku doskonałego. Każdego dnia będę coś gotować dla siebie i dla Was. Może wspólnie odnajdziemy harmonię zmysłów. Zupy,sery,mięsa,wędliny,owoce,morza,sałatki,chleb,makarony,pizza,desery. Mniam! Afrodyta powstała z morskiej piany... Butterfly z mojej wanny pełnej jabłek. Leć, leć motylku do ludzi. Przynieś im radość i uśmiech. Wrzuć im do garnka garstkę szczęścia i natkę spokoju. Leć, leć mój malutki.
Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone dla autora bloga. Opublikowane fragmenty powieści pod roboczym tytułem "Gniew Aniołow" są również własnością autora bloga i zostały przez niego napisane, według dat publikacji. Za uszanowanie zasad tej strony dziekuję :)

autor: Izabela Sikorska

niedziela, 15 maja 2011

Gniew Aniołow XVI

" Wiedziałem, że w jej wątłym ciele tliło się jeszcze życie. Była nieprzytomna. Poszarpana, pokrwawiona... Moja biedna, mała Anna. Ja też byłem rozszarpany...Z własnej bezsilności. Kiedyś myślałem, że mam władzę nad nimi, że jestem potężny.
No cóż.... Myliłem się.
Lekarz właśnie podszedł to niej. Mierzy jej tętno. Zabierają ją na nosze. Nareszcie. Idę do karetki."
Nosze z Anną wsunięto do samochodu. Ruszyli z dużą prędkością na sygnale. Miasto było zakorkowane. Po kilkuset metrach karetka ledwo posuwała się do przodu. Anna bardzo krwawiła. W między czasie ustała akcja serca. Kierowca ambulansu zjechał do zatoki autobusowej i tam się zatrzymał. Lekarz z sanitariuszem rozpoczęli reanimację. Defibrylator… Oddech… Brak tętna… Brak oddechu… defibrylator… Oddech… Brak tętna… Brak oddechu…
„ Wszedłem w nią wtedy zupełnie inaczej. Inaczej. Splotłem się z jej umysłem w sposób, którego dotąd nie doświadczyłem. Przyjęła mnie bez zarzutów. Jej jaźń dryfowała zawieszona w przestrzeni.
- Anno…
- Tak?
- Słyszysz mnie.
- Tak. Co się stało? Gdzie ja jestem?
- W tunelu między życiem a śmiercią.
- Nie widzę tunelu. Nic nie widzę.
- Ale mnie słyszysz. Pierwszy raz, słyszysz mnie.
- Co się dzieje?
- Zawracaj.
- Skąd?
- Stąd. Wracaj … za chwilę Twoje życie zostanie przerwane.
- Umieram?
- Tak?
- Jak mam zawrócić?
- Pamiętasz, jesteś w ciąży? Pamiętasz orbitę Ziemi i wschód Słońca? Przywróć ten obraz natychmiast.
- Widzę… Widzę Ziemię. Jest taka piękna. Idealna. Słońce wschodzi na jej horyzoncie… Tu jest tak cicho… Tak cicho… Słyszę bicie serca na zewnątrz…
Dziwne… Skąd to dobiega?”

- Mamy tętno! Adrenalina dożylnie! Atropina!
- Intubujemy!
- Ruszaj natychmiast do szpitala! Żyje!
Karetka ruszyła znowu na sygnale. Ledwo tocząc się przez szczytujące miasto.

Dawid nagle otworzył szeroko oczy. Ariel pchnął właśnie jego ramię.
- Nie żyją?- zapytał Dawid.
Wielbłąd pokręcił uspokajająco głową.
- Boże..- Dawid opuścił głowę.- Boże, znowu… To niemożliwe… Niemożliwe… Niemożliwe! - Szept stał się krzykiem, niesionym przez piach pustyni.
- Nieeeeemożliweeee !!!!!- Jak możesz doświadczać wciąż jednego człowieka??!!!! Dlaczego???!!!
Dawid upadł twarzą w piach. Jego usta przepełniły się drobnymi ziarenkami, tak, że prawie nie oddychał. Chciał płakać… Ale już nie umiał.
Ariel położył się wzdłuż ciała Dawida. Nie mówił nic. Nie patrzył. Po prostu dał mu ciepło swojego ciała. Przylgnął do niego.
Annę obmyto z krwi. Delikatnie rozcięli jej ubranie wcześniej. Zszywali kilka godzin głębokie rany. Potem przełożyli do białej pościeli. Nagie ciało, podłączone do wielu rurek przykryto płótnem. Na sali została sama wraz z maszyną oddychającą i kardiomonitorem. Ale tu było tylko jej ciało i ON.
Anna była zawieszona nadal na orbicie. Patrzyła stamtąd na swój świat. Na błękit… Na wschody Słońca co 15 minut.
„Siedziałem w jej nogach. Cały czas patrzyłem. Mijały minuty, godziny, dni… Cały czas tu byłem. Nie odszedłem ani na chwilę. W końcu odłączyli ją od rurek, ale ona nadal oddychała, teraz samodzielnie. Lekarz nie dawał jej szans. Śpiączka pourazowa.
Wiem, że nie umiała wrócić. Dryfowała na orbicie pomiędzy światami. Szukała drogi powrotnej. Ja też potrzebowałem czasu, żeby podjąć decyzję. Nie chciałem by wracała do tej rzeczywistości… Z drugiej strony nie umiałem pozwolić jej umrzeć.
Siedziałem tak i czuwałem… Dzień i noc, lipiec, sierpień… Zimą i wiosną... W upalne lato...
Minął rok… Ja nadal patrzyłem na jej ciało, twarz z brzoskwiniowym rumieńcem.
Minął kolejny… A potem następne.
8 lat ...
Jej włosy były takie długie. Gdyby wstała sięgałyby chyba do ud. Jakaż piękna byłaby znowu naga…

p.s Nie wytrzymałam. Bez Was trace energię....

2 komentarze:

  1. Piszesz tak pieknie, ze mam gesia skorke i dreszcze..

    OdpowiedzUsuń
  2. Stardust.... Bardzo Ci dziękuję. Mam chwilową obstrukcje literacką. Takie słowa są jak okład dla mej duszy. I śniło mi się wczoraj w nocy, że napisałaś do mnie jakiś miły list. Nie pamiętam treści. Ale się spełniło :)

    OdpowiedzUsuń